07:15 || Ashton Irwin - Tłumaczenie PL

czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 20

-Dlaczego idziesz tak szybko?-jęknęłam, próbując nadążyć za Ashtonem, kiedy ciągnął mnie przez zatłoczony korytarz. Dopiero jest lunch i nie mogłam pojąć, że jest aż taki chętny coś zjeść.
-Chcesz żebym zwolnił trochę?-zatrzymał się i odwrócił się, przyciągając mnie do siebie. Położył ręce na mojej talii i przyciągnął bliżej schylając głowę w dół i łącząc nasze usta.
Jego usta były miękkie i ciepłe w przeciwieństwie do moich. Sprawiał, że czułam jakby czas wokół nas stanął. Byliśmy w zatłoczonym korytarzu gdy nagle znaleźliśmy się w naszym własnym małym świecie. Nasze usta pasowały do siebie doskonale, podczas gdy jego ręce czułam na całym ciele. Czułam się jakbyśmy byli zupełnie sami, z dala od wszystkich innych. Kiedy byłam z Ashtonem udawało mi się uciec od wszystkiego, przy nim nie miałam żadnych obaw.
Odsunęłam się od niego chichocząc cicho,gdy wyciągał kawałek grzywki z oczu. Oparł się swoim czołem o mój, jego oddech dalej był niestabilny. Przyglądaliśmy się sobie przez co najmniej minutę normując nasze oddechy. To było zabawne, jaki mieliśmy wpływ na siebie.
-Wy dwoje, idźcie do pokoju.-Calum przechodząc koło nas uderzył Asha w tył głowy. Pomachał do nas, jak on mógł chodzić korytarzem na własną rękę.
-Nie mogę w to uwierzyć, że zrobiłeś to w publicznym miejscu.-zaśmiałam się, robiąc krok do tyłu.
-To nie było takie złe.-wzruszył ramionami. Złapał moją rękę w jego i splótł nasze palce.
-Czuje, że wszyscy patrzą na nas.-wydęłam wargi rozglądając się po korytarzu. Nikt nie gapił się na nas, co uważam za dobrą rzecz. Może wraz z Ashtonem byliśmy w naszym własnym małym świecie i minęliśmy wszystkich niepostrzeżenie.
-Poczekajmy do wieczora.-uśmiechnął się do mnie żartobliwie poruszając brwiami.
-Co będzie dzisiaj?-zapytałam.
-Mam zamiar zrobić jakieś ładne romantyczne gówno (chodzi o wymyślenie czegoś romantycznego, a Ash nie lubi takich scenerii-dop. tłum.).-zdecydował, nie pytając mnie o zgodę. Oczywiście, że  było wszystko w porządku, że chciał zrobić "romantyczne gówno", ale byłam zaskoczona, że nie chciał być tak odważny wiosną.
-Słodkie romantyczne gówno?-uniosłam brew
-Tak. Mówiłaś, że twoich rodziców nie będzie w domu...-urwał, jakby nie chciał dokańczać zdania.
-Więc, co sugerujesz?-zapytałam. Mimo, że domyślałam się, co chciał zrobić, to chciałam wiedzieć, co tak naprawdę zaplanował. Moglibyśmy mieć zupełnie różne pomysły.
-Wiesz...-znów poruszył brwiami, po czym zarumieniła się i spuścił wzrok ze mnie na podłogę.
-Ashton! Podobno jesteś chłopakiem!-sapnęłam, żartobliwie klepiąc go po ramieniu.
-Przepraszam!-roześmiał się w końcu spoglądając na mnie-Nie musimy tego robić przez cały czas, możemy się przytulać czy coś takiego.
-"Albo coś"-zażartowałam wykonując cudzysłów w powietrzu.
-Możemy kupić meksykańskie jedzenie.-zaproponował. Wiedział, że przekona mnie meksykańskie jedzenie, to była jedyna rzecz, której nie powiem nie.
-W porządku, jestem przekupiona.-skinęłam głową.
-Dobrze, Murphy. Przygotuj się na noc całowania, przytulania i meksykańskiego jedzenia.-roześmiał się.
-Oh, jestem gotowa-uśmiechnęłam się, gdy zaczął się pochylać w moją stronę. Miałam zrobić to samo, gdy coś, a raczej ktoś wpadł mi w oko na korytarzu.
-Hej, zapomniałam książkę z szafki, więc spotkamy się w stołówce?-powiedziałam szybko, odsuwając się od Asha.
-Murphy, jesteś zapominalska. Zawsze zapominasz książek z szafki.-przewrócił oczami-W porządku, pójdę zająć nam stolik. Do zobaczenia za kilka minut.-pochylił się szybko i złożył mały pocałunek na moim czole, zanim odwrócił się ode mnie i zaczął iść w stronę stołówki.
Westchnęłam i udałam się do Michaela, który właśnie wyszedł z ciemni (tam wywołuję się zdjęcia -dop. tłum.). Był pochylony przed rzędem szafek i rozglądał się na boki. Przesunął dłonią po włosach, które niedawno pomalował na fioletowy kolor z domieszką czerwonego i czarnego.
-Od kiedy jesteś w ciemni?-zapytałam, opierając się o szafkę obok niego.
-Nie jestem-spojrzał w górę, z panicznym wyrazem twarzy.
-To co robiłeś tam?-zaśmiałam się szturchając go w ramię.
-Co cię to obchodzi?-zapytał szybko. Oczywiście był zestresowany , że coś zaraz odkryję. Śmiałam się patrząc w górę i w dół.
-Cóż, rozporek w dole...
-Kurwa-jęknął, ale nie zapiął spodni-Nic nie mów o tym Ashtonowi.
-Jak ma na imię?-zapytałam.Teraz wiedziałam, ze jakaś dziewczyna doprowadziła go do takiego stanu. Sądziłam, że to strasznie słodkie, że się zakochał w kimś i nie będzie już dusił swoich uczuć w sobie.
-Nie powiem ci!-rzucił. Odwrócił się twarzą do nie, jego oczy dalej były szerokie przez to co zrobił.
-Podoba ci się?-zapytałam.
-Definitywnie nie-potrząsnął głową, dusząc uśmiech.
-To dlaczego masz rozpięty rozporek?-zachichotałam na fakt, że nadal go nie zapiął i że stał na korytarzu,gdzie wszyscy mogli to zobaczyć.
-W tej chwili to jest skomplikowane.-westchnął.
-Co wy, przyjaciele dla korzyści?-zapytałam. Nie wiedziałam jak on mógł nie lubić tej dziewczyny, jeśli się coś pomiędzy nimi działo, powinien coś z tym zrobić. To był albo seks dla zabawy lub coś innego, kimkolwiek była.
-Nie, mam na myśli... No nie zgadzam się na to. Ona ma chłopaka-powiedział powoli, starając odpowiedzieć poprawnie.
-Chłopak? Więc ona go zdradza?-zapytałam.
-Zerwą szybko. On jest w college'u, mieszka po drugiej stronie miasta-wzruszył ramionami, przeczesując ponownie włosy. Oddychał powoli, ciągle będąc zestresowany tym, co wydarzyło się kilka minut temu.
-Oh, ona się spotyka z chłopakiem z college'u?-zaśmiałam się. Jeśli ta dziewczyna była w klasie Michaela to robi bardzo dobrze. Nawet nie wiem jakie dziewczyny w mojej klasie są z kimś z college'u.
-Tak,ale zdradził ją, puknął kogoś.-wyjaśnił bez ogródek, będąc bardziej zainteresowanym niż wcześniej.
-Powiedziałem za dużo, nie oszukuję?-uśmiechnął się. Podniósł się z pod szafek i zaczął odchodzić, ale złapałam go za bluzę i pociągnęłam go z powrotem do mnie.
-Nie, nie. Wracaj tu-popchnęłam go na szafki i zrobiłam krok do przodu nie dając mu miejsca do poruszania się.
-Nigdy nie powiedziałem, że Brooke jest ze mną w ciąży-powiedział ponownie potrząsając głową. Właśnie potrząsnęłam nim. Żałuje, że nie znalazłam mu dziewczyny, byłoby o wiele  łatwiej dotrzeć do niego.
-Nigdy nie zapytałam o to-zatrzymałam się-Naprawdę?
-Wolałbym nie odpowiadać-starał się posłać mi niewinny uśmiech, mając nadzieje, że pozwolę mu odejść.
-Jesteś niemożliwy!-jęknęłam. Cofnęłam się, dając mu swobodę opuszczenia mnie jeśli naprawdę tego  chce. Nie zrobił tego choć pozostaliśmy w tych samych miejscach co wcześniej.
-Przykro mi.-roześmiał się. Przewróciłam oczami, mając dość na dzisiaj jakichkolwiek tajemnic.
-W każdym razie co do tej dziewczyny-zapytałam, chciałam poznać jakiś szczegół z nowego życia miłosnego Michaela.
-Co z nią?-warknął
-Czy z nią też rozmawiasz?-zapytałam
-Nie
-Dlaczego? Czy ona zrobiła ci coś złego?-westchnęłam, wciąż nie rozumiejąc logiki Michaela po tym wszystkim.
-Jeszcze nie. Ma przewagę-wzruszył ramionami. Ugryzł się w dolną wargę, starając się stłumić śmiech, który pojawiał się na jego wargach.
-Nawet jej nie lubię- Dlaczego nie chcesz z nią porozmawiać?-zapytałam. Westchnął, drapiąc się po karku
-To skomplikowane.
-Więc ona pocałowała cię pierwsza, czy ty ją sprowokowałeś? Gdyż wszystkim się podoba-śmiałam się , patrząc na niego.
-Kto powiedział, że się z nią całowałem?-uniósł brew. Mogłabym powiedzieć, że udaje mnie, ale to naprawdę mu się nie udaje. Wiem, że Michael nie jest dobry w takich sprawach. Starał się być tajemniczy cały czas, ale kiedy przychodzi czas gdy go przesłuchuje to staje się wrażliwy i kładę kres całej jego tajemniczości.
-Twój rozporek
-Ah, tak-zaśmiał się nerwowo-Pocałowałem ją, sądzę, że to nie był dokładnie pocałunek ale był. Nie zrozumiesz.
-Cóż mogę przyjąć, że to był więcej niż pocałunek. Twój rozporek nadal jest nie zapięty.-znów się zaśmiałam z tego.
-Przestań.-rzucił. Odwrócił się ode mnie na chwilkę i zapiął rozporek. Przywołał na twarz fałszywy uśmiech-Nie, jesteś szczęśliwa?
-Tak-skinęłam głową.
-Jetem zdezorientowany-jęknął. Pochylił się do tyłu i uderzył głową w szafkę, nawet się nie krzywiąc.
-Przez tą dziewczynę?-zapytałam sarkastycznie. Nie miał wiele do stracenia, wiedziałam, że to dziewczyna.
--Oczywiście, że jestem zdezorientowany przez nią.-przewrócił oczami.
-Sądzę, że ci się podoba.-zaśpiewałam, kołysząc się na piętach.
-Myśle, że nie-powiedział z uporem. Założył ręce na klatce piersiowej i wyprostował się patrząc na mnie z większą intensywnością niż wcześniej.
Zauważyłam, że Michael zaczyna się rumienić i zdecydowała się powiedzieć mu o tym.
-Zarumieniłeś się.
-Nie!-tupnął nogą nadal krzyżując ręce. Przysięgam, czasami zachowywał się jak dziecko.-Gdzie jest Ashton? Nie powinnaś być teraz z nim i rozmawiać o jakimś głupim zespole, czy coś?
-Czeka na mnie. Nie będzie miał nic przeciwko dodatkowym minutom na dotarcie.-wzruszyłam ramionami.
-Nie rozumiem!-wypalił, brzmiąc bardziej krzykliwie niż chciał.
-Staram się pomóc!-powiedziałam, poczułam się dziwnie. Michael nie odzywał się do żadnej osoby, a ja byłam jedyną osobą, z którą może porozmawiać. Nie mógł uzyskać przez to pomocy od kogoś innego, tylko i wyłącznie ode mnie.
-Dlaczego dziewczyny są tak skomplikowane?-jęknął. Zsunął się po szafce. Usiadł na podłodze i skrzyżował nogi pod sobą. Usiadłam obok niego, skupiając się jak mogę mu pomóc.
-Dlaczego jest skomplikowana?-zapytałam
-Ona ma chłopaka, ale zachowuje...robi takie rzeczy. Nie podoba mi się to.-westchnął. Byłam wdzięczna, że otworzył się przede mną a nie był taki skryty.
-Co masz na myśli, że nie podoba ci się?
-Nie podoba mi się jej pomysł oszukiwania jego, bez względu na to, ile razy mówiła mi, że to zakończy.-powiedział bardziej szczegółowo oblizując wargi.
-Powiedziałeś jej?-zapytałam.
-Nie rozmawiałem z nią-potrząsnął głową.-To dziwnie, że jeszcze jej nie lubie.
-Nadal uważam, że lubisz.-wzruszyłam ramionami, wiedząc, że miałam racje. Michael był uparty.
-Mniejsza z tym-jęknął. Siedzieliśmy w milczeniu przez kilka minut, zanim postanowiłam wstać i iść do Ashtona, który na mnie czekał. Michael także wstał i skinął głową, gdy rozchodziliśmy się udając, że ta rozmowa nie miała miejsca.

~~

-Jestem rozczarowany-nagle powiedział Ashton. Odstawił pusty talerz na stole przed nami i chwycił za pilot wyłączając telewizje.
-Co?-spytałam siadając i zabierając głowę z jego piersi, żeby na niego spojrzeć.
-Jestem rozczarowany-powtórzył- Tobą i mną.
-Naprawdę  nie rozumiem.-uniosłam brew, nie wiedząc co mam zrobić.Ashton wstał.
-Danielle Murphy, gdy cię drugi raz zobaczyłem, wiedziałem, że jesteś piękna i inteligentna, a nawet trochę zabawna. Ale również zakładałem, że jesteś rozpieszczonym bachorem i byłaś bardzo irytująca, gdy zaczęliśmy rozmawiać i zadawałaś wiele pytań.
-Co to ma do rzeczy?-zapytałam
-Ty też masz zwyczaj przerywania mi!-krzyknął. Podniósł rękę i położył ją na moich ustach, aby powstrzymać mnie od powiedzenia czegoś.
-Możesz kontynuować-powiedziałam, a moje słowa zostały stłumione przez jego rękę.
-Tkwiłem w jakimś bagnie w ubiegłym roku i nie czułem się z tym wszystkim dobrze i nie byłem w stanie pomyśleć o tym drugi raz. Sądziłem, że tylko dbałaś, o to, by odzyskać kluczyki i po tym wszystkim zapomnisz o moim istnieniu. Ale jest inaczej.-powiedział, skinęłam głową nie chcąc mu przerywać.-Postanowiłem, że nie nie "stanę do walki", że nie pozwolę, żebyś rozbiła te wszystkie wysokie mury, które zbudowałem wokół siebie  w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Więc, Murphy, jestem bardzo rozczarowany, że nie dotrzymałem swojego słowa.-gdy zakończył zabrał rękę z moich ust i pozwolił, abym powiedziała coś.
-Więc wszystko jest źle?-zapytałam-Nie podoba ci się to, co jest między nami?
-Wcale mi o tonie chodziło, tylko o to.... miałem taki plan, że chce się trzymać z dala od ciebie..... i..... drugi, że pozwolę ci zbliżyć się do mnie.-zająknął się, nie zdając sobie sprawy, że wydawał z siebie o wiele gorsze dźwięki niż myślał.
-Więc to dobrze?-zapytałam
0Tak, bardzo dobrze-skinął głową-Tak naprawdę nie ma znaczenia co się stało, ale to zrobiłaś. A ty mi pomagasz, Murphy, naprawdę jesteś.
-Staram się-zaśmiałam się cicho.
-Wciąż próbuje się dowiedzieć kilku rzeczy, Murphy. Nie jestem pewien, co dokładnie chcę robić w swoim życiu, jeśli kiedykolwiek zechcę znaleźć pracę, ożenić się, mieć dzieci. Mój cały świat zawalił się kilka miesięcy temu i wciąż pracuję na wyprowadzenie go na prostą-westchnął
-Ty nie musisz...-przerwał mi, zanim skończyłam.
-Ale od teraz wiem, że chcę cię, bardzo, bardzo poważnie.
-Chcę cię-szepnęłam, zerkając na niego przez chwilę, zanim jego oczy spoczęły an moich kolanach.
-Wiem, że nie chcesz zastąpić Kenzie i uwierz mi nie chcę. Ale cholera, Murphy, jesteś najlepszą rzeczą, jaka mnie spotkała. Jeżeli nie zatrzymam cię w moim życiu nie wiem co zrobie-uśmiechnął się przygryzając wargę.
-Co chcesz przez to powiedzieć?-zapytałam
-To znaczy, myślę, że po ponad dwóch miesiącach bycia przyjaciółmi i chodzenia na kilka randek i robienia innych rzeczy, jak to, powinniśmy być może... nie wiem-przestał mówić i przełknął ślinę, jakby nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa.
Przyglądałam mu się, czekając aż skończy. Miałam całkiem dobry pomysł, co miał mi dopowiedzenia i byłam rozczarowana, że zatrzymał się. Myślę, że chyba zmienił zdanie. Wreszcie ponownie zaczął mówić.
-Ja... Murphy, zostaniesz moją dziewczyną?-zapytał się klękając by patrzeć się w moje oczy.
-Czy ty mi to  proponujesz?-zażartowałam, odnosząc się do faktu, że siedzi na kolanach.
-Nie, czułem się niezręcznie siedząc na kanapie wraz z tobą. Boże, Murphy. Tu nikogo nie ma, żebym mu zaproponował!-powiedział sfrustrowany, wściekle rozglądając się po pokoju-Jest widelec, mam zaproponować widelcowi?
-Ashton, Ashton. Przestań-śmiałam się.Wstał i usiadł na kanapie obok mnie
-Czy zamierzasz odpowiedzieć na moje pytanie?
-Tak.-skinęłam głową, śmiejąc się jednocześnie-Odpowiedź brzmi: tak.
-Tak, że powinienem zaproponować to widelcowi?-uniósł brew, celowo próbując mnie zdenerwować.
-Tak, będę twoją dziewczyną, idioto!-zaśmiałam się, uderzając go w pierś.
-Wiedziałem o tym-zadrwił, zabierając rękę z dala od niego. Przysunął się bliżej mnie, chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
-Więc, co teraz, chłopaku?-zapytałam, czując dreszcze, gdy jego ręce znalazły na moich plecach zaraz pod koszulą.
-Myślę, że mam kilka pomysłów, dziewczyno. Uśmiechnął się, zbliżając się do moich ust. Położyliśmy się znów na kanapie, szybko zatracając się w naszym małym świecie po raz kolejny.


~~~~~~~~~~~~
Witam!
Nie wiem czy dodam 24 rozdział, gdyż wtedy mam bal gimnazjalny. Po balu też nie będę mogła nic dodać, gdyż bardzo ważne sprawy dot. zdrowia mam do załatwienia. Najpóźniej nowy rozdział pojawi się 30 czerwca.  A teraz zostawiam was ze spoilerem:

-Słyszysz to?-szepnął. [...]
-Słychać, co?-zaśmiałam się cicho.[...]
-Słyszę kogoś rozmawiającego w pokoju Michaela-usiadł. [...]
-Nic nie słyszę-skłamałam. To nie był głos Michaela. [...]
-To brzmi jak dziewczyna-zamknął się dalej słuchając- Myślisz, że ogląda porno?
-To na pewno nie brzmi jak porno.
Pozdrawiam xx

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 19

Następnego dnia Ashtona nie było w szkole, więc byłam zmuszona zjeść obiad na moim starym miejscu. Było trochę lepiej, gdy Brooke nie wrzeszczała na nas. Nadal nie powiedziała mi, że jest w ciąży. Czekałam na tą chwilę. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami i dlatego nie mogłam tego zrozumieć. Wie przecież, że jeśli poprosi mnie, bądź ktokolwiek inny, o pomoc to ją otrzyma.
-Chcesz spędzić wspólnie czas w sobotę?-zapytałam Brooke, w celu przekonania się jeszcze bardziej do mnie.
-Nie, nie mogę. Mam coś do załatwienia-spojrzała na Luke'a, który siedział cicho za nią. Nie miałam szansy, aby dowiedzieć się, czy to, co powiedział mi Michael o tym, że to nie jest dziecko Luke'a było prawdą, czy też nie. Luke nie było w szkole w ciągu ostatnich kilku dni i nie byłam pewna czy mogę z nim porozmawiać na ten temat.
-Co takiego?-zapytałam- Może spotkamy się kiedy skończysz.
-Nie wiem jak długo to potrwa.-wzruszyła ramionami. Calum kopnął mnie pod stołem i skinął w kierunku Brooke i Luke'a, prawdopodobnie chcąc być pierwszym, aby powiedzieć, że wiemy, iż Brooke jest w ciąży. Wiedziałam, że jeśli Calum powie coś pierwszy na ten temat, mogłoby się to źle skończyć.
-Co robisz?-Calum powiedział
-Nie twój interes- warknęła.
-Brooke...-Luke spojrzał na nią. Patrzyli się na siebie przez chwilę, jakby rozmawiali tylko wzrokiem.
-Nie, Luke, jeszcze nie.-Brooke szepnęła.
-Musisz.-szepnął do niej. Calum przysunął się aby posłuchać.
-Ja nie chcę, po prostu nie i tyle...-pokręciła głową i zanim zdążyła dokończyć zdanie Luke powiedział za  nią, szokując nas wszystkich.
-Brooke jest w ciąży.
-Luke!-krzyknęła, uderzając go mocno w ramię. Wstała od stołu, potrącając krzesło.
-Oni są naszymi przyjaciółmi, nie możesz ukrywać tego przed nimi-mruknął, podnosząc widelec ze stołu i wbił ją w kanapkę, oczywiście już nie był głodny. Całą czwórką przyglądaliśmy się sobie, czekając, aż ktoś wykona pierwszy ruch.
-Koleś-Calum pierwszy przemówił.
-Muszę iść-Brooke powiedziała cicho. Wzięła torbę z podłogi i przewiesiła ją przez ramie, szybko kierując się do wyjścia ze stołówki.
-Co do cholery?-wstałam, chwytając własną torbę. Zrozumiałam, że Luke chciał nam powiedzieć, a nie zataić tą informację. Teraz rozumiem czemu Brooke traktowała mnie ostatnio jak sukę, to nie była całkowicie jej wina. Miałam cały talerz lunch'u, ale ona była moją najlepszą przyjaciółką, chciałabym jeszcze jej pomóc.
-Och proszę was. Wiedzieliście o tym!-Luke zadrwił, pozwalając głowie opaść na ręce.
-Nie trzeba było w ten sposób tego mówić!-krzyknęłam na niego.
-Starałem się to wam ułatwić- Calum powiedział cicho, oczywiście stając po mojej stronie.
-Cóż, to nie jest moje dziecko, więc czemu miałoby mnie to obchodzić?-Luke spojrzał na mnie, jego oczy napełniły się łzami. To nie było dla mnie coś nowego. Michael powiedział mi, że Luke nie był ojcem. prawie tydzień temu. Tylko czekałam na odpowiedni moment, aby iść na górę, ale nie zaplanuję tego na bardzo długi czas.
-Co masz na myśli?-Calum zapytał, w tym samym czasie co ja
-Czy wiesz, kto jest ojcem?-Luke pokręcił głową
-Nie chce mi powiedzieć.
-Skąd wiesz, że nie jest twoje? Uprawialiście seks, prawda?-zapytałam. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że Brooke mogłaby okłamać mnie, gdy powiedziała, że sypiają razem. Nigdy nie sądziłam, że może łatwo o tym przesadnie łżeć.
-Oczywiście, że tak. Ostatni raz zrobiliśmy to na początku ostatniego lata.-powiedział, wyraźnie dumny z tego, co mówił.
-Na początku zeszłego lata?-Calum roześmiał się- Jezu, musisz popuścić (wiecie chyba o co chodzi? dop.tłum.)
-Nie mieliśmy czasu ani prywatności, Calum!-Luke krzyknął, wyraźnie sfrustrowany na Caluma i chyba na mnie też.
-Mam zamiar iść spróbować pogadać z Brooke.-powiedziałam, cofając się powoli od stołu.
--Baw się dobrze. Będzie próbować odgryźć ci głowę.-Luke mruknął, ponownie kładąc głowę w dłoniach. Cal przysunął swoje krzesło bliżej do Luke, starając się go trochę pocieszyć, chociaż mogę powiedzieć, że nie był dobry w tego typu rzeczach.
Udałam się do dziewczyny, która weszła do łazienki przy stołówce, aby dowiedzieć się paru rzeczy. Cofnęłam się, przepuszczając kilku licealistów z pierwszego roku, ponieważ tarasowali mi drogę i przejście. Nie miałam pojęcia, co mam powiedzieć jej, ale wiedziałam, że muszę spróbować porozmawiać z nią o tym.
-Brooke?-zapytałam, mając nadzieje, że nikogo innego nie ma tutaj.
-Odejdź, Dani.-powiedziała cicho, otwierając drzwi od kabiny i powoli wychodząc.
-Chce tylko porozmawiać-powiedziałam, wyciągając rękę w jej stronę. Złapała ją i wyciągnęłam ją z kabiny.
Niezgrabnie usiadłam na podłodze, zapraszając Brooke, aby dołączyła do mnie. Ona opadła obok mnie, krzyżując ramiona na piersi. Nie płakała, jak sądziłam, że będzie, ale wyglądała na bardzo złą.
-Wszystko w porządku?-zapytałam
-Nie, mam 18 lat i jestem w ciąży-prychnęła. Spojrzała w dół na podłogę, a ja dalej próbowałam dowiedzieć, kto był ojcem.
-Powiedziałaś  mamie-zapytałam. Mama Brooke była dość surowa, zawsze starała się mieć ją pod "kontrolą". Nienawidziła sposobu bycia Brooke, gdy spała z różnymi facetami poznanymi na imprezach. Brooke i Luke'a randki były prawdopodobnie najlepszą rzeczą, jaka kiedykolwiek się jej przydarzyła, gdyż Luke położył temu kres. Mogę sobie wyobrazić co ona czuła, gdy dowiedziała się, że Brooke jest w ciąży i na dodatek jego ojcem nie był Luke. Brooke skinęła głową.
-Zamieszkam wraz z dzieckiem z tatą.
-Czy ona zna prawdę?-zapytałam. Tata Brooke mieszkał trzy miasta dalej, odkąd jej rodzice rozwiedli się, gdy miała 10 lat. Brooke nienawidziła tam jeździć. Nie mam pojęcia jak ona tam będzie funkcjonować.
-Nie chce być w tej szkole. Moja mama jest znana, wiesz? Nie chcę niszczyć jej reputacji, gdy tu zostanę.-westchnęła, nie dziwi mnie to w ogóle. Było to typowe zachowanie dla jej mamy, ona bardziej dbała o swoją reputacje w tym mieście.
-Tak więc, kiedy wyjeżdżasz?-zapytałam cicho.
-Jak to małe cholerstwo będzie rosło, chyba. Wtedy moja mama mnie wyrzuci.-jęknęła.
Skinęłam głową, nie wiedząc co powiedzieć. Chciałam, żeby została, ale nie było szans, aby zatrzymać ją tutaj. Ona nie mogła walczyć z tym sama.
-Zatrzymasz je?
-Oddam je do adopcji.-pokręciła głową-Pomyślałam, że byłoby to najlepsze, gdyż Luke nie jest nawet ojcem.
-Luke wie, tak przy okazji.-powiedziałam. Miałam nadzieje, że wiedziała o tym i nie chciałabym, żeby ta wiadomość ją zdołowała.
-Wiem, powiedziałam mu.-znowu westchnęła, przeczesując splątane włosy rękoma.
-Kto jest ojcem?-zapytałam
-To najgorsze, Dani, że nawet nie pamiętam za bardzo.-płakała-Upiłam się na imprezie, na którą poszłam z moim kuzynem w zeszłym miesiącu i uprawiałam seks z jego sąsiadem, czy coś. Myślę, że miał na imię Chad, a może Chase?
-Wow-odetchnęłam, prawie chichocząc, co byłoby straszne w tej sytuacji.
-Jestem pojebana-zaśmiała się z siebie. Byłam zadowolona, że znalazła coś pozytywnego w tym wszystkim. Wiem, że to nie najlepsze, żeby się z tego śmiać, ale sądzę, że poprawiło to jej humor.
-Tak, jesteś naprawdę pojebana-zgodziłam się, zaczynając się śmiać.
-Myślę, że wszyscy jesteśmy całkiem pojebani-jakiś głos dołączył  do nas. Odwróciłam się, aby zobaczyć Michaela stojącego w drzwiach z rękami skrzyżowanymi na klatce i z uśmiechem na twarzy.
-Michael, co ty tutaj robisz?-krzyknęłam, starając wstać.
-Wiesz co, przychodzę tutaj czasami zaznać trochę szczęścia-zażartował, poruszając brwiami w góre i w dół.
-O mój Boże, on mówi-Brooke pisnęła, nadal siedząc na podłodze.
-Tak. Będę musiał ogolić ci głowę podczas snu, jeśli powiesz o tym komuś, więc zamknij się-rzucił do Brooke, natychmiast uciszając ją.
-Michael!-krzyknęłam.
-Przepraszam-powiedział bez ogródek, prawdopodobnie nawet nie przejmując się.
-Co ty tu robisz?-powtórzyłam, licząc na bardziej poważną odpowiedź.
-Szukałem was, przyszedłem tu kilka minut temu.-podrapał się po karku, niezgrabnie rozglądając się po pomieszczeniu. Pomimo swojego wcześniejszego komentarza, wiedziałam, że nigdy nie był w damskiej łazience. Nie rozumiem czemu był zdezorientowany, przecież ona nie różni się strasznie od męskiej łazienki.
-Nawet nie wiem, że byłeś w czasie lunch'u.-zaśmiałam się. Gdybym wiedziała, że Michael je obiad pewnie starałabym usiąść z nim lub przynajmniej Calum mógł dotrzymać mu towarzystwa.
-Zwykle mnie nie ma-wzruszył ramionami, co oznacza, że zaczyna się denerwować.
-Dlaczego mnie szukałeś?-zapytałam wpatrując się na zmianę w Brooke i w Michaela.
-Czy wiesz, gdzie jest Ashton? Nie wrócił na noc do domu.-Michael złapał mnie za rękę i pociągnął trochę bliżej niego, jakby chciał, żeby Brooke nie słyszała naszej rozmowy.
-Nie, nie widziałam go od wczoraj po szkole-pokręciłam głową, martwiąc się. Zakładałam, że jest w domu chory, gdyż wspominał dzień wcześniej, że nie czuje się najlepiej. Nie sądziłam, że całkowicie zniknął.
-Jestem hmm, trochę się o niego martwię. Zwykle przychodził do domu, to wszystko.-mruknął odrywając wzrok ode mnie i patrząc w ziemie.
-Pewnie jest w domu, założę się, że przyszedł wcześnie rano i nie zauważyłeś tego, zanim przyszedłeś do szkoły.-zapewniłam go. Wiedziałam, że Ash nie był typem, aby iść i zrobić coś głupiego. Pewnie poszedł na spacer i trochę zboczył z drogi.
-Martwię się-szepnął Michael.
-Oh, to jest takie słodkie. Całkowicie dbasz o niego.-zaśmiałam się żartobliwie, szturchając go w ramię.
-Nie obchodziło mnie to do teraz, nie mogę?-rzucił ponownie, jego nastrój nagle się zmienił.
-Cóż sorrrrry-przeciągnęłam słowo przewracając oczami.
-Pójdziesz ze mną? Chcę wrócić do domu i zobaczyć czy on tam jest.-spojrzał w górę, wciąż cicho mówiąc.
-Teraz?-zapytałam
-Tak, wiem jak się stąd wydostać niezauważonym-skinął głową. Zwróciłam się do Brooke, która właśnie podnosiła się z podłogi.
-Możesz iść-powiedziała-Nic mi nie będzie.
-Na pewno?-zapytałam
-Tak, dzięki za to...-uśmiechnęła się.
-Nie ma problemu. Będę przy tobie, kiedy będziesz chciała pogadać, dobrze?-skinęła na nią, zanim odwróciłam się w stronę Michaela, który stał w drzwiach.
-Brooke wie, że to nie jest dziecko Luke'a?-zapytał Michael, spoglądając przez ramię, gdy prowadził mnie do małego korytarza, o którym nie miałam pojęcia.
-Uh, tak?-odpowiedziałam. Nie wiem czemu dbał o wszystko.
-A Luke wie, że nie jest jego dzieckiem?-zaśmiał się lekko. Doszliśmy do drzwi na końcu korytarza i chwycił klamkę, otwierając bez konieczności używania klucza.
-To jest to co sam powiedział-wzruszyłam ramionami.
-Dobra, wszystko spada w jednej chwili-roześmiał się.

~~

-Rozmawiacie o muzyce? On zawsze stara się przekonać mnie do zespołu, który lubi, to doprowadza mnie do szaleństwa.-szedł dalej, dodając do listy kolejne negatywne cechy Ashtona od ostatnich trzydziestu minut, gdy szliśmy do domu.
-Cóż, lubie niektóre piosenki co on-wzruszyłam ramionami.
Michael podniósł z ziemi kamień i rzucił go na drugą stronę ulicy, prawie uderzając o zaparkowany samochód. Wydał z siebie głośny śmiech.
-Bym miał przesrane, gdybym trafił
-Zgadza się-skinęłam głową, nie bardzo rozumiejąc co on robi.
-Gdy miałem 12 lat zrobiłem to samo, tylko, że samochód wtedy jechał. Kamień stłukł dwie szyby, przeleciał na drugą stronę.-roześmiał się-Wezwali policję.
-Miałeś kłopoty?-zapytałam,powstrzymując chichot.
-Nie, uciekłem.-roześmiał się jeszcze głośniej niż wcześniej.
-Michael Clifford ukrywał się przed prawem w młodym wieku-żartowałam udając, że czytam nagłówek gazety.
-Tak, myślę, że to było lekkomyślne z mojej strony-powiedział kopiąc śmietnik, który postawiono na krawężniku.
-Jesteś zaskakująco charyzmatyczny jak na kogoś, kto nie lubi robić dużo.-zauważyłam, obserwując, że kopał wszystko co nawinęło mu się pod nogi.
-To dlatego, że zanim się pojawiłaś do nikogo się nie odzywałem od prawie pięciu miesięcy. Brałem dużo leków. A te nowe działają na mnie bardzo energicznie i nie mogę nic z tym poradzić.
-Pewnie pomagają-powiedziałam.
-Tak. To jest irytujące, gdy Ashton przypomina mi o nich. Jego ojciec, Jack-przewrócił oczami i kontynuował-nigdy nie jest gdzieś w okolicy, więc nie może mi przypominać. To tak jakby Ashton miał za zadanie dbania o mnie.
-Dobrze, że jesteś szczęśliwy, że masz kogoś kto się opiekuje tobą.-westchnęłam, zdając sobie sprawę, że chciałabym aby rodzice poświęcali mi trochę uwagi, tak jak Ashton Michaelowi.
-Wolałbym, aby to nie był Ashton.-powiedział, szczelając z palców.
-Nie możesz znienawidzić go na zawsze.-zaśmiałam się cicho zastanawiając się, czy Michael kiedykolwiek przestanie.
-Uczestniczył w wypadku, w którym zginęła moja siostra, Dani.-zatrzymał się. Odwrócił się i spojrzał na mnie, nie ruszyliśmy się przez chwilę.
-Mu naprawdę jest przykro z tego powodu-powiedziałam, zdając sobie sprawę, że Michael nie miał nic więcej do powiedzenia.
-Wiem, że jest. I chyba mu wybacze, nie wiem.-wzruszył ramionami.-Po prostu nie jestem gotowy na to wszystko, na to aby wrócić do normalności.
Szliśmy w milczeniu resztę drogi, aż dotarliśmy do domu Ashtona, gdzie modliłam się, aby był w środku. Nie wiedziałam gdzie mógłby pójść, dlatego zachowywałam się, jakbym była pewna, że jest naprawdę w domu. Całą drogę zapewniałam Michaela, że Ash jest w domu, nie chciałam kłamać o tym.
Naprawdę nie martwiliśmy się zbyt długo, ponieważ pierwszą rzeczą, jaką zauważyliśmy po wejściu do salonu był śpiący Ashton skulony na kanapie.
-Oh spójrz, może on nie żyje-mruknął Mikey, gdy obserwował Ashtona.
-Śpi-zaśmiałam się cicho, starając się go nie obudzić.
-Ups, mój błąd-wzruszył ramionami. Poszedł korytarzem, nie zapraszając mnie by pójść z nim.
Usiadłam na kanapie obok Ashtona, przesuwając nogi, by mieś miejsce do siedzenia Poruszył się we śnie, powodując, że poduszka spod głowy, spadła z łóżka. Wyglądał na spokojnego i naprawdę nie chciałam go budzić, zwłaszcza, że nie byłam pewna jak długo już śpi.Mój plan siedzenia cicho tak naprawdę nie zadziałał, gdyż kilka sekund później Ash otworzył oczy.
-Murphy,hej.-przywitał się cicho, mrużąc oczy gdy siadał.
-Cześć-posłałam mu uśmiech, nie wiedząc jak wytłumaczyć mu, czemu tu jestem.
-Co ty tu robisz?-wyciągnął ręce w moją stronę, zapraszając mnie, żebym z nim poleżała. Przysunęłam się bliżej,pozwalając aby owinął ramiona wokół mnie i wciągnąć z powrotem na kanapę wraz z nim.
-Przyszłam sprawdzić co u ciebie.-powiedziałam szybko. To nie było kłamstwo, poza pominięciem udziału Michaela.
-Poszedłem na spacer w nocy i zasnąłem. Kilka godzin temu wróciłem do domu.-szepnął mi do ucha, a jego głos wciąż był senny.
-Zasnąłeś podczas spaceru?-zapytałam
-Cóż, usiadłem w jednym miejscu i usnąłem-zachichotał. Usłyszałam trzask drzwi w korytarzu, który zmusił mnie do wstania i zobaczenia czy to Michael wyszedł. To on. Przeszedł przez salon i popatrzał na mnie wskazując, abym poszła z nim do kuchni.
-Idę po coś do picia.-szepnęłam, uwalniając się z ramion Asha.
-Mmmm okay.-zanucił, całując mnie w policzek, zanim wstałam.
Weszłam do kuchni, w której Michael był oparty o blat, trzymając w ręce telefon komórkowy. Odwrócił się w moją stronę i pokazał ekran telefonu, chwaląc się swoim najnowszym wysokim wynikiem w Flappy Birds, którego wciąż nie mogę pokonać.
-Zostawiam was samych na 2 minuty, a wy już śpicie razem?-szepnął w żartach.
-Zamknij się-jęknęłam cicho. Mimo, że Ashton prawdopodobnie zasnął, nie chciałam aby podsłuchał naszej rozmowy.
-Cokolwiek ci powie to bzdura,-powiedział zmieniając ton głosu na bardziej poważny-Udał się na grób mojej siostry i tam spał.
-Grób twojej siostry?-zapytałam-On nigdy o tym nie mówił.
-To nie jest takie coś co po prostu możesz powiedzieć ludziom."Hej idę dziś spać koło nagrobku mojej zmarłej dziewczyny. Idziesz?-Michael powiedział surowo, podnosząc głos.
-Ciii, Przepraszam, Jezu-powiedziałam, uspokajając go ponownie.
-Przepraszam. Mam taką....obronę.-wzruszył ramionami.
-Tak. W każdym razie...-zachęciłam do kontynuowania.
-W każdym razie , to gdzie Ashton chodzi. To gdzie on stara się zawsze chodzić, gdy idzie na spacer to cmentarz. On po prostu tam stoi.
-Skąd wiesz to wszystko?-zapytałam. Założę się, że wyszedł za Ashtonem.
-Wiem wszystko-oblizał wargi. Uśmiechnął się gdy zmarszczyłam brwi.
-Jestem pewna, że nie-powiedziałam wywracając oczami. Założyłam ręce na piersi i spojrzałam na niego dość intensywnie, za co odwdzięczył się tym samym.
-Oh, ale ja tak. Jestem oczami i uszami tej dzielnicy, Danielle Murphy. Żadna z tajemnic nigdy nie jest bezpieczna tak długo, jak jestem w pobliżu.

~~~~~~~~~~~~~~~~

-Jestem rozczarowany-powtórzył- Tobą i mną.
-Naprawdę  nie rozumiem.- [...]
-Danielle Murphy, gdy cię drugi raz zobaczyłem, wiedziałem, że jesteś piękna i inteligentna, a nawet trochę zabawna. Ale również zakładałem, że jesteś rozpieszczonym bachorem i byłaś bardzo irytująca, gdy zaczęliśmy rozmawiać i zadawałaś wiele pytań.
-Co to ma do rzeczy?-zapytałam

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 18

-Dobrze, Murphy, zatrzymajmy się, żeby odetchnąć-Ashton zachichotał, zabierając ręce z mojej talii i powoli całując mnie.
Robiliśmy tak przez ostatnie półtora godziny. Ale od czasu do czasu rozmawialiśmy ze sobą. To wszystko było zabawą. Nic nie wydarzyło się wielkiego i to nie był pierwszy raz, kiedy zamknęliśmy się w pokoju Ashtona, żeby pobyć sami lub powygłupiać się. Byliśmy tylko dzieciakami, nie raniliśmy nikogo przez to. Wiedziałam, ze jest trochę niepewny być w kolejnym związku, a ja nie pośpieszałam go. Gdyby mu nie pasowało to, co robimy to by powiedział, a ja to wtedy uszanuję.
Westchnęłam, moje ciało z powrotem opadło na łóżko. To co robiliśmy było zaskakująco męczące. Ashton był pochłonięty takimi wygłupami, a mnie ciekawiło, czy robił tak wraz z Kenzie. Nie mówił mi wiele o ich związku, ale nie zdziwiłabym się, gdyby tak było.
-O czym teraz chcesz porozmawiać?-zapytałam, wciąż wpatrując się w sufit.
-Cóż, zawsze muzyka.-oddychał ciężko i powoli szedł po łóżku, dopóki nie uniósł się nade mną.
-Zawsze rozmawiamy o muzyce-przewróciłam oczami, kiwając głową w kierunku gramofonu w rogu pokoju. Leciało The Killers, tak jak zawsze. Twierdził, że fajnie siedzieć przy muzyce, ale ja nie czuje różnicy.
-Jest tak wiele do powiedzenia.-zachichotał. Popatrzył na mnie, słaby uśmiech pojawił się na jego ustach. Zamrugał kilka razy zanim pochylił się i pocałował krótko, by później położyć się na łóżku obok mnie.
-Porozmawiajmy o czymkolwiek, ale nie muzyce-roześmiałam się.
-Możemy porozmawiać o tym znów?-zaproponował.
-Sądzę, że potrzebujesz przerwy-zaśmiałam się, uderzając go delikatnie w klatkę piersiową.
-Sądzę, że powinienem powiedzieć dziękuje, za to co zrobiłaś w ostatni weekend.-powiedział cicho.Nie mówił o wydarzeniach z ostatniej sobotniej nocy, gdyż postanowiliśmy udawać, że to się nigdy nie wydarzyło. Nie przeszkadzało mi, że nie kręciliśmy się w kółko dyskutując o jednym i tym samym jak inni.
-To nie było nic wielkiego. Jestem szczęśliwa, że mogłam pomóc-przewróciłam się w jego stronę i przyglądałam mu się jak patrzy w sufit.
-Wiem. Chciałem tylko podziękować, że przyszłaś i zadbałaś o mnie. Nikt inny nie zrobił tego-przełknął ślinę i usiadł ponownie.
-Przykro mi-powiedziałam cicho.
-To dobrze, Murphy. Później będzie lepiej, wszystko będzie w porządku-uśmiechnął się.
Naprawdę podziwiałam Ashtona, że ogarniał to wszystko. Rozumiem, że przechodzi teraz trudny okres, ale cieszyłam się, że wiedział, iż wszystko w końcu się ułoży. Wcześniej był uparty, ale sądzę, że wszystko się zmieniło po tej sytuacji w samochodzie w deszczu, gdy zdał sobie sprawę, że nie może wszystkiego brać do siebie, gdyż to go bardziej zaboli. Usiadłam i odwróciłam się do niego, moje nogi zwisały z łóżka. Skinęłam głową.
-Masz rację. Sądzę, że wszystko się ułoży.
-Zaraz wrócę-powiedział zrywając się z łóżka.
-Dokąd idziesz?-zapytałam, choć domyślałam się co odpowie. Podszedł do kredensu i wziął paczkę papierosów i zapalniczkę trzymając wszystko w jednej ręce.
-Za 10 minut, może mniej-zachichotał, machając trzymanymi rzeczami.
-A potem masz zamiar wrócić i całować się ze mną-powiedziałam tępo, krzywiąc się.
-Myję zęby!-zaśmiał się wychodząc z pokoju. Mniej niż sekundę później wrócił i wychylił głowę przez drzwi, wciąż się uśmiechając.-Będę nawet żuć całą paczkę gum, zanim wróce, specjalnie dla ciebie.
Siedziałam sama w pokoju Ashtona przez kilka minut. Tylko grający gramofon dotrzymywał mi towarzystwa. Wreszcie moja ciekawość wzięła nade mną górę i wstałam szybko, podchodząc do bałaganu na kredensie po drugiej stronie pokoju. Nie miał za ciekawych rzeczy na wierzchu, tylko kilka pustych paczek po papierosach i jakieś papiery do szkoły. Nienawidziłam tego robić, ale jakoś przekonałam się, aby otworzyć szufladę, by zobaczyć co jest w środku. Widocznie otworzyłam dobrą szufladę, czułam się jak nie ja. Była pełna ubrań, ubrań dla dziewczyn. Założę się, że były one Kenzie. Były one pomarszczone i wyglądały jakby nie były używane przez bardzo długi czas, tak jakby nikt nie otwierał szafki przez kilka miesięcy. W środku stosu ubrań wepchnięty był zapisany kawałek papieru, co wyglądało jak gazeta. Przypomniałam sobie, że Luke mówił coś o przeczytaniu w gazecie o tym wypadku. Zastanowiło mnie to czy było to. Może dowiedziałabym się kto kierował tym drugim samochodem. Zanim chwyciłam za kawałek papieru usłyszałam pukanie. Szybko zabrałam rękę. Odwróciłam się i zobaczyłam Michaela opartego o framugę drzwi z uśmiechem na twarzy.
-Zamknij szufladę.-powiedział a jego wyraz twarzy się nie zmienił.
Westchnęłam i zamknęłam szufladę, odwracając się od mebli i podchodząc do łóżka. Usiadłam na krawędzi, oczekując, aż Michael się do mnie dołączy.
-Musisz siedzieć w domu i szpiegować ludzi?-zapytałam. Michael wzruszył ramionami.
-Tylko wtedy, gdy jestem znudzony.
-Ashton poszedł zapalić, zaraz wróci.-wspomniałam nonszalancko, po to, gdy Mikey miał coś dziwnego do powiedzenia mi, zanim Ash wróci.
-Mamy czas. On często się spóźnia.-skinął głową. Podszedł do łóżka i usiadł koło mnie, niezgrabnie podnosząc kolana pod klatkę piersiową.
-Dlaczego jesteś na niego zły?-zapytałam. Wiedziałam dlaczego jest zdenerwowany i w ogóle, ale nadal nie byłam pewna, czemu oskarżył Ashtona w tej całej sprawie.
-Wiesz, dlaczego.-powiedział. Zdałam sobie sprawę, że nie będzie łatwo wyciągnąć z niego informacje.
-To nie była jego wina.-powiedziałam
-Był pijany-warknął. Jego wzrok skupił się na szufladzie, którą miałam otwartą kilka minut temu. Jego oczy napełniły się łzami, ale coś mi podpowiadało, że nie będzie płakać w mojej obecności. On nie był taki słaby.
-Ale on nie chciał, on...-próbowałam tłumaczyć, ale Michael nie pozwolił mi skończyć.
-Naprawdę nie chcę o tym rozmawiać, Dani.-przerwał mi. Uniósł ręce i zakrył nimi twarz, oddychając głęboko. Próbował się uspokoić.
-Przykro mi-powiedziałam cicho.
-Nie chcę o tym mówić. To sprawia, że czuję się jeszcze gorzej. Nie wziąłem dziś lekarstw, więc jeśli zacznę o tym myśleć to będzie źle.-w końcu spojrzał na mnie. Miał łzy w oczach.
-Musisz je zażywać, żeby poczuć się lepiej.-powiedziałam. Mimo, że rozmawiałam z nim kilka razy to lubiłam go. Uważałam, że jest moim przyjacielem i chciałam dla niego dobrze.
-Ale wtedy będę robić to, co chcą.-pociągnął nosem i otarł go wierzchem dłoni. Próbował uśmiechnąć się, ale nie potrafił w takim stanie. Był za bardzo smutny.
-Co jest w tym złego?-zapytałam
-Sądzę, że moge powiedzieć, że nie lubie grać zgodnie z zasadami.-wzruszył ramionami.
-Jeśli będziesz tak dalej robić to będziesz robił gorsze rzeczy.-ostrzegłam go. Patrząc na niego, nie chciałam, żeby tak się czuł.
-To dobrze-powiedział wstając z łóżka. Zaczął iść w stronę drzwi, ale odwrócił się.
-Jesteś śmieszny-uśmiechnęłam się, gryząc wargę. Michael nie miał szans mi odpowiedzieć, gdyż słychać było trzaśnięcie drzwiami. Dało nam to znać, że Ashton już nie jest na zewnątrz.
-Taki jestem teraz. Do zobaczenia- szepnął, posyłając mi uśmiech przed wyjściem z pokoju i zniknął w korytarzu. Ashton wrócił kilka minut później, po przespacerowaniu się koło drzwi swojej sypialni aż trzy razy. Nie byłam pewna czy czegoś szukał. Przez chwilę zastanawiałam się czy czasami nie zapomniał o mnie.
-Myłem zęby!-krzyknął i wreszcie wszedł przez drzwi. Posłał mi duży uśmiech  i usiadł obok mnie.
-Gratulacje. Jestem z ciebie dumna-uśmiechnęłam się. Ashton położył ręce na mojej talii, koło końca koszuli. Zignorowałam, że miał zimne palce, Przeniosłam swoje ręce na twarz Ashtona i przesunęłam je aż do jego włosów, w które wplątałam swoje palce.
-Nie bądź taka niegrzeczna, Murphy.-roześmiałam się. Pochyliłam się i przycisnęłam swoje usta do jego. Pochylił się do przodu , dopóki nie położył nas na łóżku. Ponownie zatraciliśmy się we własnym małym świecie.

~~~~~~

-Murphy, nie! Robisz to wszystko źle!-śmiech Ashtona wypełnił moje uszy, gdy pochylił się bliżej mnie, starając się dostrzec swoje nogi obok mojego ciała.
Wracaliśmy do domu, gdy wpadł na świetny pomysł, abym stanęła mu na nogi. Tak jak mała dziewczynka robi z ojcem, gdy się tak bawią. To nie pasuje do nas, gdyż Ash nie był moim ojcem a ja nie byłam dziewczynką, ale on się uparł, iż możemy spróbować.
-Nie robię  nic złego, ty tak chodzisz!-zachichotałam, gdy trzymałam się jego ramion w celu wsparcia się, ale prawie straciłam równowagę.
-Nie mogę chodzić z tobą, gdy stoisz mi na nogach.-powiedział poważnie, ale jego poważny ton nie trwał długo, gdyż wybuchnął śmiechem, nie mogąc już wytrzymać.
-Jesteś kiepski-wydęłam wargi , odwracając się w jego stronę.Stanęłam na palcach, by być wyżej.
-Nie jestem kiepski, tylko zabawny.-żachnął.
-Nie jesteś-uśmiechnęłam się do niego, ostrożnie cofając się gdy odchodziłam od niego.
-Możesz być takim zabijaczem brzęczenia od czasu do czasu.-narzekał, gdy szedł za mną, kopiąc kamienie.
-Oh, nie denerwuj się tak-przewróciłam oczami. Trzymałam rękę za sobą, dopóki Ash nie podbiegł i nie złapał jej, splatając nasze palce.
Pokonaliśmy resztę drogi do domu w milczeniu, dopóki nie dotarliśmy pod moje drzwi. Ashton niezgrabnie puścił moją dłoń i patrzył się na mnie przez dobre 10 sekund.
-W czym mogę pomóc?-zapytałam żartobliwie, przerywając mu koncentracje.
-Zastanawiam się czy chcę cię pocałować czy nie-wzruszył ramionami-Nie chcę, żeby twoja mama wyskoczyła z krzaków i zaatakowała mnie.
-Moją mamę to nawet nie obchodzi-jęknęłam. To było kłamstwo. Byłam pewna, że moja mama rzuciłaby się na Asha, gdyby zobaczyła nas całujących się. Jej się już nic nie podobało, od początku roku, kiedy złapała mnie z tym facetem, z którym starałam się wkraść do domu.
-Nie czuję się dobrze z tym-powiedział nerwowo, patrząc w ziemie.
-Dlaczego nie wejdziesz do środka?-zaproponowałam, ciągnąc za drzwi i pociągając go do środka.
-Co? Ale twoi rodzice...-urwał, zdezorientowany.
-Założę się, że nawet nas nie zauważą. Najprawdopodobniej już jedzą, więc możemy zamówić pizze i spędzić wolny czas w moim pokoju.-popatrzał się na mnie i przeszedł przez frontowe drzwi.
-Cóż, wolny czas brzmi świetnie-objął mnie od tyłu w talii, gdy usłyszałam jego niski szept przy moim uchu.
-Danielle, to ty?-usłyszałam głos mojej mamy z salonu, gdy usłyszała, że drzwi się zamykają. Weszła do przedpokoju z zaskoczoną miną, gdy zobaczyła Ashtona stojącego za mną.
Ash szybko zabrał swoje ręce z mojej talii, popychając mnie trochę do przodu. Stał przy mnie zdenerwowany patrząc pod nogi. Byłam wdzięczna, że zatrzymaliśmy się, bo już na pewno byłabym przygwożdżona do drzwi.
-Cześć. To mój przyjaciel, Ashton-powiedziałam wskazując na Asha. Natychmiast podniósł głowę i zrobił krok do przodu, wyciągając rękę by się przywitać.
-Witam, pani Murphy. Spotkaliśmy się kilka tygodni temu na bankiecie. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi z pani córką.-powiedział, jąkając się trochę.
-Witaj, Ashton. Miło cię znowu widzieć-moja matka uścisnęła mu dłoń, posyłając mu uśmiech, zanim odwróciła się do mnie.
-Czy przyszliście z Ashtonem pieszo do domu?-zapytała
-Tak. Planowaliśmy pójść na górę by spędzić trochę czasu razem.-powiedziałam, modląc się, żeby moja matka pozwoliła nam tylko chociaż ten jeden raz.
-Oh, dobrze. Przed pójściem przyjdź do kuchni, dobrze?-obróciła się energicznie i opuściła przedpokój.
-Ty się zachowujesz tandetnie przy moich rodzicach.-śmiałam się odwracając się do niego.
-Chcę zrobić dobre wrażenie-wzruszył ramionami, starając się wyglądać niewinnie w wyblakłej koszulce zespołu i podartych dżinsach.
-Nie musisz. I tak nie ma znaczenia, co myślą.-przewróciłam oczami, popychając Ashtona w kierunku schodów. Odwrócił się jeszcze raz chwytając obie moje ręce w swoje i ściskając mocno.
-Chcesz mnie zostawić?-zapytał- Sądzę, że będziesz miała kłopoty, przepraszam.
-Nie, w porządku. Wystarczy, że pójdziesz do mojego pokoju. Będę tam za minutę-westchnęłam, obawiając się tego, co miało nadejść. Ashton w końcu odsunął się i wbiegł na schody, przeskakując co drugi schodek, jakby chciał się tam znaleźć jak najszybciej.
-Powodzenia!
Powoli weszłam do kuchni, przygotowując się na krzyk matki, że przyprowadziłam chłopaka bez zapowiedzi. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, że będzie w domu i nie zobaczy Ashtona, gdy będziemy wchodzić, ale się myliłam. Sądzę, że miała już swój zwyczaj łapania mnie w tego typu sytuacjach.
-Myślałam, że rozmawiałyśmy o tym, Danielle.-moja mama westchnęła, gdy tylko weszłam do kuchni. Stała przy stole, trzymając w jednej ręce telefon, a druga spoczywała na laptopie. Oczywiście jest w pracy nawet w takiej chwili.
-Co masz do powiedzenia?-zapytałam
-Nie chcę, żebyś się z tym chłopcem spotykała.-nie odwróciła się od ekranu znajdującego się przed nią.
-Co jest z nim nie tak?-spytałam, nie odpuszcze jej. Podobało mi się, że mama nie zmieni mojej opinii względem Ashtona, nawet jakby się bardzo starała.
-Mogę powiedzieć, że ma zły wpływ. On pali i pije i, i ... uczestniczy w wypadkach samochodowych!-warknęła, wyrzucając ręce w geście frustracji. W końcu spojrzała na mnie, jej usta ułożyły się w cienką linie.
-Czy możesz przestać nastawiać mnie przeciwko niemu? A co jeśli on się upił i uczestniczył w wypadku to nie jego wina! On popełnił błąd i teraz musi to przeboleć!-jęknęłam. To jest chore. Wszyscy obwiniają Ashtona za ten wypadek, nawet moja matka. Przez to, że prowadził samochód nikt nie chcę usłyszeć prawdy.
-Nie będziesz tak myśleć gdy odejdzie od ciebie.-moja mama wzruszyła ramionami,wracając wzrokiem do komputera.
-Nie odpuści-powiedziałam surowo. Przeniosłam ręce na piersi, podtrzymując swoje stanowisko.
-Zaufaj mi, ten chłopiec nie będzie trzymał się w pobliżu ciebie.-zadrwiła
-On nie ma zamiaru mnie zostawić, mamo. Przez trzy lata układał swoje życie ze swoją byłą dziewczyną-broniłam go, choć wiedziałam,że wspominanie o byłej jego dziewczynie nie był dobrym pomysłem.
-Więc zmarła z powodu czegoś, co powinien kontrolować.-powiedziała przez zaciśnięte zęby.-Ja tylko próbuje cię chronić.
-Mam prawie osiemnaście lat, nie potrzebuje już ochrony!-krzyczałam już na mamę, nawet nie starała się już właściwie słuchać.
-On po prostu cię skrzywdzi-wzruszyła ramionami.Przełknęłam ślinę, starając się zebrać wszystkie moje myśli zanim powiedziałam mojej matce w twarz.
-To dobrze, że myślisz o takim czymś, ale się mylisz. Lubię Ashtona i jestem z niego dumna. Chciałabym, żebyś zaakceptowała to, ale jeśli nie to w porządku. I nie obchodzi mnie co myślisz.
Nie czekając na odpowiedź mojej matki, wybiegłam z kuchni, ignorując jej protesty, abym wróciła. Starałam się podążać jej zasadami i spełniać jej oczekiwania tak długo jak pamiętam, ale teraz w końcu rezygnuje. Nie potrzebuje już jej. Była taką matką, która ledwo poświęcała mi połowę swojego wolnego czasu. Przebiegłam przez schody i korytarz, aż dotarłam do mojego pokoju, gdzie był Ashton, który na mnie czekał. Wzięłam głęboki oddech przed otworzeniem drzwi, próbując się uspokoić i ukryć zdenerwowanie, w jakim byłam Otworzyłam drzwi. Zobaczyłam go stojącego po drugiej stronie.
-Cześć-powiedział cicho. Miałam nadzieję, że nie zobaczył wyrazu mojej twarzy i nie zorientował się, że moja rozmowa z matką nie poszła za dobrze. Weszłam i zatrzasnęłam drzwi kopniakiem, dając nam trochę prywatności.
-Hej-przygryzłam moją dolną wargę i spojrzałam w sufit, skupiając się, abym nie zaczęła płakać. Nie płacz, powtarzałam cały czas. Bardzo długo nie płakałam i nie chciałam rozpłakać się teraz.
-Chodź do mnie-westchnął. Owinął palce wokół mojego nadgarstka i pociągnął do przodu, przytulając mnie. Moje ramiona owinęłam wokół jego talii, by być bliżej niego, chowając twarz w jego pierś. Jego ramiona wisiały luźno wokół reszty mojego ciała, podczas gdy pocierał moje plecy, od czasu do czasu szepcząc słodkie słówka do mojego ucha. Nie będę płakać, nie ważne jak bardzo chciałam.
-Dani, w porządku-wymamrotał,  całując mnie w głowę-W porządku, jeśli chcesz
-Jeśli chcę co?-zapytałam dławiąc się szlochem.
-Możesz płakać, Dani. Jestem tutaj, wszystko będzie dobrze-szepnął. Wspomniał mi kiedyś, że nie lubi płakać, ale najprawdopodobniej później w nocy wymknął się przez okno. Słowa Ashtona powoli odtworzyły się w mojej głowie. Przez to więcej łez nagromadziło mi się w oczach. Pozwoliłam sobie w końcu poczuć ulgę, kiedy zaczęłam szlochać w jego koszulkę. Nienawidziłam siebie w takich sytuacjach, ale w tym momencie nie mogłam nic zrobić. Sądzę, że nie zaszkodzi mi to.
-Zawsze będę tutaj, Dani-szepnął jak płakałam-Nie odejdę.


~~~~~~~~

Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam. Przepraszam was, że nie dodałam wczoraj nowego rozdziału, ale niestety czasu nie miałam nawet usiąść na necie i cokolwiek zrobić.  A teraz zostawiam dla was spoiler do następnego rozdziału!

-Co robisz?-Calum zapytał
-Nie twój interes- warknęła.
-Brooke...-Luke spojrzał na nią. [...]
-Nie, Luke, jeszcze nie.-Brooke szepnęła.
-Musisz.-szepnął do niej. [...]
-Ja nie chcę, po prostu nie i tyle...-pokręciła głową i zanim zdążyła dokończyć zdanie Luke powiedział za  nią, szokując nas wszystkich.

Pozdrawiam xx

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 17

Leżałam w łóżku na plecach, wpatrując się w sufit. Na zewnątrz szalała ogromna burza i nie mogłam przez to spać bez względu na to jak bardzo się starałam. Za każdym razem gdy usypiałam, głośny grzmot budził mnie z powrotem, więc zrezygnowałam. Na szczęście nie spałam, kiedy mój telefon zaczął cicho wibrować. Odebrałam bez sprawdzania kto to, z wdzięcznością, że będę mieć kogoś do rozmowy.
-Czy mogę dzwonić do ciebie?-usłyszałam głos Ashtona przez telefon, brzmiący zaskakująco normalnie, jak na tą porę nocy.
-Już zadzwoniłeś do mnie-powiedziałam siadając.
-Chcę usłyszeć twój głos-ciągnął, a ja byłam pewna, że nie zorientował się, iż mówi do mnie.
-Wiem, że chcesz mnie usłyszeć. Jestem przy telefonie-westchnęłam
-Dani, nie wiem co robić-powiedział ciszej. Grzmot rozległ się na zewnątrz, a niebo zaświeciło się na chwilę przed powrotem do swojego ciemnego, deszczowego stanu.
-Co jest?-zapytałam, nie dbając o to, że powiedział moje imię pierwszy raz.
-Jestem taki pojebany. Zabiłem swoją ciężarną dziewczynę-mruknął. Usłyszałam trzaśniecie drzwiami. Słyszałam wiatr i deszcz przez telefon, co mówiło mi, iż Ashton jest na dworze.
-To był wypadek-powiedziałam
-Jestem pijany-powiedział tępo a zarazem znacząco.
-Domyśliłam się-przyznałam się, że miałam takie wrażenie przez cały czas, iż jest pod wpływem.
-Kurwa, nie można palić w deszczu-jęknął i znów usłyszałam trzask.
-Gdzie jesteś?-zapytałam, ciekawa wszystkich trzasków.
-Jestem w samochodzie i nie mogę się zmusić, aby go uruchomić-jego słowa były niewyraźne co sprawiło, że trudno było go zrozumieć, ale w końcu zrozumiałam co mówi.
-Nie, Ashton. Jesteś pijany. Wróć do środka-mój głos stał się głośniejszy, gdy zeskoczyłam z łóżka w poszukiwaniu butów.
-Nie. Chcę jechać-jęknął, praktycznie mogłam wyobrazić sobie jego dąsy.
-Ashton, gdzie jesteś?-zapytałam ponownie. Założę się, że był poza domem, ale chciałam się upewnić.Nie chciałam iść w deszczu na darmo.
-Nie chcę, żebyś mnie szukała. Chciałem usłyszeć tylko twój głos. Ja nawet nie pamiętam, jak brzmiał Kenzie głos, jak już. Zabiłem ją...zabiłem ją...-odpłynął, coraz trudniej mogłam usłyszeć jego głos, przez deszcz odbijający się od samochodu.
-Ashton, mówię poważnie. Gdzie jesteś?-zapytałam. Nie byłam nawet świadoma tego, że mówiłam strasznie głośno, ale nie miało to znaczenia. Moi rodzice zostali na spotkaniu biznesowym do północy, więc nie będzie ich do południa.
-Jestem w samochodzie, Dani. Zamierzam spróbować jeszcze raz pojechać-powiedział, moje imię dziwnie brzmiało w moich uszach.
-Czy jesteś z przodu domu?-zapytałam, gdy znalazłam buty. Ubrałam je i chwyciłam bluzę, leżącą w rogu na mojej komodzie i ubrałam ją.
-Mój dom?-zapytał
-Tak, tój dom. To już nie jest śmieszne, Ashton. Proszę, powiedz mi, gdzie jesteś.-jęknęłam. Zbiegłam ze schodów do drzwi. Nie miałam pojęcia, co on chce zrobić, ale musiałam pojawić się tam jak najszybciej.
-Jestem pijany-powtórzył.
-Gdzie jesteś?-zapytałam po raz ostatni w drodze do jego domu. Zamknęłam drzwi i założyłam kaptur na głowę, zanim wyszłam na deszcz.
-Jestem w samochodzie-zachichotał, drażniąc mnie. Najprawdopodobniej uważał to za śmieszne, ale tak nie było.
-Ashton przestań. Idę do twojego domu.-powiedziałam, wchodząc w kałuże.
-Oh, chcesz przyjść? Mogę cię podwieźć-powiedział i usłyszałam dźwięk kluczyków samochodowych.
-Nie waż się uruchamiać tego samochodu!-krzyknęłam. Widziałam już jego dom i samochód znajdujący się na podjeździe.
-Dlaczego nie?-zapytał
-Jesteś pijany i nie chcę żebyś jechał-powiedziałam, zniżając głos. Nie chciałam krzyczeć na niego, byłam przerażona.
-Nic mi nie jest-nalegał
-Nie, nie. Poczekaj chwilę, zaraz tam będę- przeskoczyłam kałuże i zabrzmiał kolejny grzmot nade mną.
-Czy jesteś religijna?-zapytał nagle przez telefon.
-Co? Nie wiem, może trochę-zaśmiałam się lekko, na zadanie pytanie.
-Czy myślisz, że pójdę do piekła, kiedy umrę? To znaczy, jak zabiłem kogoś?-kontynuował bełkot na temat śmierci kogoś, dopóki nie zatrzymałam go, nie mogłam tego znieść.
-Czy  możemy przestać rozmawiać o tym? W porządku, Ashton, przestań mówić o śmierci.-przerwałam mu
- Gdzie jesteś? Mam wyjechać?-zapytał. Byłam blisko jego samochodu i widziałam już jego zarys w środku.
-Nie, idę. Pada deszcz, Ashton, musisz wyjść z samochodu i wrócić do  środka-podeszłam do samochodu i otworzyłam drzwi od strony pasażera, pochylając się by zajrzeć do środka. Rozłączyłam się i wsunęłam telefon do kieszeni mojej bluzy, która została całkowicie przemoczona.
-Nic mi tutaj się nie dzieje-wzruszył ramionami.
Usiadłam obok niego czekając kilka sekund, zanim zdecydował się mówić. Siedział zupełnie nieruchomo, trzymając paczkę papierosów i kluczyki  w jednej ręce a telefon w drugiej.
-Cześć.
-Cześć, Murphy.-powiedział do telefonu,który wciąż przykładał do ucha, mimo, że się rozłączyłam.-Jestem w tej chwili trochę pijany.
-Wiem-westchnęłam, sięgając po telefon i wyciągając go z jego ręki. Położyłam go na jego kolanach, przez co został przykryty wielką bluzą, którą miał na sobie.
-Pomyślałem, że mógłbym gdzieś jechać, ale nie mogę. Jestem za bardzo przerażony.-jego ręce trzęsły się. Rzucił kluczykami, pozwalając opaść im na kolana.
-Wszystko gra. Nie chcę, żebyś teraz jeździł. Możemy spróbować jeszcze raz, gdy będziesz trzeźwy-powiedziałam, zabierając papierosy i kładąc je na desce rozdzielczej.
-Gdzie jesteśmy? Nie pamiętam.-rozejrzał się, a ja spojrzałam na jego zdziwioną twarz.
-Jesteśmy przed domem. Chodź, idziemy do środka-otworzyłam drzwi od samochodu, wychodząc ponownie na deszcz. Ashton niepewnie zrobił to co ja. Złapałam go za rękę i splotłam nasze palce, ciągnąc go za mną.
- Dlaczego mi to się stało? Dlaczego po raz kolejny?-wymamrotał, gdy prowadziłam go z powrotem do domu.  Zamknęłam cicho drzwi za nami, starając się nie obudzić Michaela bądź jego ojca.
-Tylko teraz tak jest, później będzie lepiej.-szepnęłam. Szłam korytarzem, by w końcu znaleźć pokój Ashtona. Bez jego pomocy, jak szedł koło mnie przez korytarz.
Gdy weszliśmy do jego pokoju, Ashton zamknął drzwi za nami i od razu usiadł na łóżku. Nawet nie zadał sobie trudu, aby zdjąć przemoczone ubrania.
-Nie sądzę, że będzie. Jestem samotny, Dani.-szepnął, kładąc głowę na dłoniach.
-Masz mnie-stanęłam przed nim. Widziałam, jak coraz ciężej oddychał.
-Wiem-podniósł głowę do góry.Wyciągnął rękę i chwycił mnie za moją, ciągnąc mnie do łóżka.
-Wiem, że nie będę w stanie całkowicie naprawić pewnych rzeczy,ale obiecuję, że wszystko się ułoży.-powiedziałam, zajmując miejsce na brzegu łóżka.
Ashton otworzył kilka szafek i wyciągnął jakieś ubrania dla nas. Rzucił mi jakieś spodnie dresowe z koszulką i odwrócił się. Ale ja dalej nie przebierałam się, gdyż nie miałam prywatności, nawet jeśli był nieco pijany. Podczas gdy on odwrócił się, zdjął dżinsy i kopnął je, założył nowe spodnie.
-Nienawidzę siebie, nienawidzę. Ja miałem zginąć tej nocy, nie ona.- mówił chaotycznie, szarpiąc koszulkę gdy ją zdejmował. Zastąpił ją wielkim swetrem. Pomimo położenia, w którym się znajdowaliśmy był uroczy.
-Przestań tak mówić-westchnęłam, gdy podchodził do łóżka.-Co z Michaelem? Nie możesz umrzeć, on cię potrzebuje.
-Michael nie potrzebuje mnie, potrzebuje siostry. Spieprzyłem swoje całe życie przez jeden wypadek. Nigdy nie naprawie tego.-chwycił pobliski koc i zwinął się w kłębek, przytulając go do piersi a nogi owijając wokół niego.
-Przejdzie mu. On jest po prostu zły i potrzebuje czasu.-powiedziałam cicho.
-Dałem mu czas, cholera! Minęło prawie sześć miesięcy! Nie wytrzymam tego dłużej!-ponownie podniósł głos i spod jego rzęs wyrwało się kilka łez.
-Z nim od tak nie będzie wszystko w porządku, po czymś takim. On tak szybko nie wróci do normalności-starałam się wytłumaczyć.
-On jest moim najlepszym przyjacielem! On nie może tak tego ignorować!-krzyczał, po czym ściszył głos- Ja będę go też!
-On nie zignorował cię na zawsze, przysięgam, Ashton. To on w końcu odezwie się do ciebie.-wyciągnęłam rękę i położyłam ją na nim, ale on ją strzepnął.
-Nie mogę tego zrobić-szarpnął za końcówki włosów i jęknął spadając z łóżka.
- Przestań, coraz ciężej na to pracujesz.-westchnęłam, pomagając mu usiąść z powrotem.
-Przykro mi, nie mogę pomóc. Jestem trochę pijany-westchnął, patrząc w dół na swoje kolana. Wciąż był pijany, ale mogę śmiało stwierdzić, że nie jest tak źle, jak wcześniej.
-Wiem, Ashton, wiem.-skinęłam głową-Będzie lepiej, obiecuje.
-Cholerny Boże, Murphy-otarł łzy z policzków, siorbając kilka razy.
Pochylił się i chwycił moją twarz w dłonie, przyciągając mnie do niego. Jego usta złączyły się z moimi. Całował zachłannie, jakby próbował zapomnieć o wszystkim innym. Usiadłam na niego okrakiem. Moje ciało spoczywało na jego kolanach, a nogi po obu stronach bioder. Jedna z jego rąk jeździła po moich plecach, zahaczając o koszulę, przez co dostawałam gęsiej skórki. Chwyciłam go za sweter drżącymi rękoma by być jeszcze bliżej.
-Robisz postępy, Murphy.-szepnął w moje usta, nagle stając się bardziej trzeźwym, niż wcześniej.
-W czym?-zapytałam cicho. Odchyliłam głowę do tyłu, gdy zaczął całować dół mojej szyi.
-W naprawianiu mnie.

~~~~

Obudziłam się następnego ranka z Ashtonem, który chrapał cicho obok mnie. Jego ręka spoczywała na moim brzuchu. Przewróciłam się i usiadłam na łóżku, aby go nie obudzić. Miał ciężką noc,więc przyda mu się więcej snu.
Powoli wyszłam z sypialni Ash'a do kuchni. Szukałam szklanki by nalać do niej wody.
-Spałaś tu?-usłyszałam głos za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam Michaela,który stał przede mną w samych szortach.
-Jezu,przestraszyłeś mnie.-powiedziałam, kładąc rękę na mojej piersi. Czułam się, jakbym miała właśnie atak serca.
-Spałaś tu?-powtórzył. Podszedł do szafki i wyjął szklankę. Napełnił ją wodą i podał mi ją.
-Tak-skinęłam głową, biorąc łyk napoju.
-Uprawialiście seks?-zapytał, a jego usta ułożyły się w malutki uśmieszek.
-To nie jest twoja sprawa-rzuciłam-Nie, nie. Ashton miał tak jakby awarię i przyszłam, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku.
-Zawsze tak jest. Był samochodzie po raz kolejny? On zawsze idzie tam i siedzi w nim. Właśnie takie coś się dzieje, dobrze że nie gorzej.-zadrwił.
-Robi tak często?-zapytałam. Odłożyłam szklankę na blat i zbliżyłam się do Michaela. Nadal nie jestem w stanie go rozgryźć.
-On zawsze płacze, Dani. Wszystko jest w porządku, gdy jesteś w pobliżu.-wzruszył ramionami.
-Dlaczego mi to mówisz?-zapytałam, zmieniając temat.
-Jeszcze nie zrobiłaś mi nic złego. Nie rozmawiam z ludźmi, którzy robią złe rzeczy.-uśmiechnął się.
-Ashton jest rozdarty tym wszystkim, on cię potrzebuje.-powiedziałam. Michael tylko przewrócił oczami i odwrócił się, opierając się o ścianę po przeciwnej stronie kuchni.
-On na to zasługuje.
-On nie chciał, to był w...
-Nie!-krzyknął, zatykając uszy.-Nie mów o tym.
-Przykro mi.-powiedziałam cicho, nie zdając sobie sprawy, jak moje słowa mogły wpłynąć na niego.
-Powinno być-mruknął, opuszczając ręce.
-Oh, Michael, jesteś...kto to jest?- osoba, którą nigdy nie widziałam wszedł do kuchni, przyglądając się nam. Zapadła chwila ciszy między nami, zanim zdałam sobie sprawę, że Michael niema zamiaru odpowiadać.
-Cześć. Jestem Dani Murphy. Mieszkam na końcu ulicy-powiedziałam do człowieka, który zapewne był ojcem Ashtona. Podeszłam i uścisnęłam jego dłoń, spoglądając na Michaela.
-Jestem Jack, ojciec Ashtona-powiedział, odpowiadając na mój gest.
-Miło mi pana poznać-powiedziałam. Czułam się dziwnie, gdyż stałam w ubraniach Ashtona.
-Czy to twoja przyjaciółka, Michael?-Pan Irwin zapytał, zwracając się do fioletowo włosego. Michael pokręcił głową i skinął w kierunku pokoju Ash'a
-Ah, tak. Ashton ciągle mówi o tobie. Uwielbia cię.-Jack roześmiał się zerkając na Michaela, który w odpowiedzi przewrócił oczami.-No cóż, będę się zbierał już. Może któryś z was przywitać Ashtona w moim imieniu?. Nawet nie zdążę go zobaczyć.
-Powiem mu. Do widzenia panie Irwin. Miło było poznać-powiedziałam, posyłając mu uśmiech,gdy wychodził.
-Do widzenia panie Irwin-Michael wyśmiał mnie, co świadczy jego głos podwyższony o kilka decybeli.
-Dlaczego nie możesz z nim rozmawiać?-zapytałam. Zastanawiało mnie jedno, czy tata Ash'a coś zrobił mu, że nie chce z nim rozmawiać.
-Mówiłem ci, że nie rozmawiam z ludźmi, którzy mi coś zrobili.-wzruszył ramionami.
-Co on zrobił?-spytałam, znów podchodząc do Michaela.
-Powiedziałaś Ashtonowi, że rozmawiałem z tobą?-zapytał, zmieniając temat.
-Nie, nic mu nie wspominałam. Sądziłam, że nie chcesz, żeby wiedział.-wzruszyłam ramionami. Nasza rozmowa, odbyta w weekend, była naszym małym sekretem. Ash nie musiał o tym wiedzieć.
-Masz rację.-skinął głową-Nie będę z nim rozmawiał przez długi, długi czas.
-Jesteś uparty, racja?-śmiałam się z niego
-Bardzo-skinął głową.
-Rozmawiałeś z Calumem, czy też on zrobił ci coś złego, o czym nie mogę wiedzieć?-zapytałam wpatrując się w oczy Michaela.
-Calum? Kto to?-przekrzywił głowę, nie pamiętając o Calumie.
-Chłopak, który ci towarzyszył na bankiecie. Ciemne włosy. Wygląda jakby był z Azji, lecz nie jest-śmiałam się trochę. Mam nadzieje, że przywróci mu to pamięć.
-Ah, tak. Calum. Nie, nie rozmawiałem z nim tylko dlatego, że uważał, iż będziemy przyjaciółmi. Był zbyt miły jak dla mnie.-powstrzymywał śmiech.
-To dobry dzieciak. Daj mu szansę.-powiedziałam
-Czy twoja przyjaciółka wie, że wszyscy wiemy, że jest w ciąży?-zadał jeszcze jedno pytanie, zmieniając temat. Za szybko się męczył, żebyśmy mogli pozostać przy jednej rzeczy dłużej niż kilka minut.
-No nie wiem, jak powiedzieć jej to-powiedziałam. Poczułam mdłości na myśl o Luke'u i Brooke i dziecku. Szkoda tylko, że nie zwróciła się do mnie o pomoc, w końcu jestem jej najlepszą przyjaciółką.
-To nie jest dziecko Luke'a.-powiedział szybko zaskakując mnie zmianą tematu po raz trzeci. Ten dzieciak nie miał problemu ze zmianą tematu.
-Czy ty się czaisz i boisz biznesowych ludzi? Co jest z tobą nie tak?-zapytałam
-Chciałem cię tylko poinformować, ale resztę zostawię dla siebie.-uśmiechnął się
-Jesteś cholernie tajemniczy-pokręciłam głową. Odwróciłam się i wracałam do pokoju Ashtona. Skończyłam już rozmowe z Michaelem.
-Dani?-powiedział do mnie, gdy odeszłam. Obejrzałam  się na niego i czekałam, aż coś doda.-Mam nowy wynik w Flappy Bird. 260, spróbuj to pokonać.

~~~~~
Witam !!
Kolejny rozdział już za nami ;). Mam nadzieję, że wam się spodoba.
@BVictoriaHh  Dobrze zrozumiałaś, Luke chcę zmusić Brooke do aborcji, ale gdy się dowiesz dlaczego to się nie zdziwisz za bardzo. Ja osobiście nie chciałabym usunąć dziecka na jej miejscu, ale dobrze, że jednak się nie zdecydowała (oj, chyba podpowiedziałam co nieco z dalszych rozdziałów).

-Porozmawiajmy o czymkolwiek, ale nie muzyce-roześmiałam się.
-Możemy porozmawiać o tym znów?-zaproponował.
-Sądzę, że potrzebujesz przerwy-zaśmiałam się, uderzając go delikatnie w klatkę piersiową.
-Sądzę, że powinienem powiedzieć dziękuje, za to co zrobiłaś w ostatni weekend.

Pozdrawiam xx