07:15 || Ashton Irwin - Tłumaczenie PL

czwartek, 29 maja 2014

Rozdział 16

Usiadłam na schodach w przedsionku, obserwując zegar, który wisiał z boku. Była dokładnie 07:14. Jeśli Ashton mówił prawdę, to będzie tu za mniej niż minutę
Moi przyjaciele byli już w środku, rozmawiali z dala ode mnie, przy stole pełnym przystawek. Na szczęście żaden z nich nie miał planów i wszyscy przyszli na imprezę, mimo, że powiadomiłam ich w ostatniej chwili. Brooke wydawała się być w lepszym humorze.Wybaczyłyśmy naszą kłótnie bez słowa. Miałyśmy taką relację, że wybaczałyśmy sobie łatwo.
Zadzwonił dzwonek do drzwi, wyrywając mnie z moich myśli. Wstałam z mojego miejsca, wygładzając moją krótką czerwoną sukienkę gdy podeszłam do drzwi frontowych.Otworzyłam je i zobaczyłam Ashtona, który właśnie kończył palić papierosa.
-Irwin-przywitałam go. Spojrzał na mnie, a jego oczy zrobiły się duże.
-Cholera, Murphy-westchnął, mierząc mnie od góry do dołu.
-To jest komplement czy raczej nie-zapytałam
-Wyglądasz wspaniale-zaśmiałam się.
-Nie wyglądasz tak źle-wzruszyłam ramionami, przyglądając mu się. Miał na sobie czarną koszulę i marynarkę, oraz jedną z ładniejszych par spodni, jaką nosił. Nie był cały ubrany w garnitur, ale wyglądał wspaniale.
-Oh, zamknij się-uśmiechnął się, spoglądając w dół.
-Chcesz wejść do środka?-zapytałam, zdając sobie sprawę, że staliśmy w drzwiach dość długo przyglądając sobie.
-Oh, tak, prawda. Gdzie jest...o mój Boże, Michael. Czy ty masz pięć lat?-jęknął. Wyciągnął rękę w bok i chwycił coś, co na pewno było Michaelem. Najwyraźniej stał cały czas w krzaczkach.
-Cześć, Michael.-posłałam mu uśmiech, otwierając szerzej drzwi, aby mogli wejść. Michael był ubrany podobnie do Ash'a , oni najwyraźniej nie mają dużo kolorowych rzeczy w szafach. Mikey skinął głową i wszedł do środka, mieszając się w tłumie ludzi, rozsianych po całym domu.
-Nic mu nie będzie. Myślę, że on wie, że musi znaleźć Caluma. -powiedział. Pochylił się do pocałunku, ale ktoś nam przerwał.
-Danielle, czemu nie wpuścisz do nas swojego przyjaciela?-powiedziała moja mama, zaskakując nas, gdyż w tym samym momencie odskoczyliśmy od siebie. Mój ojciec stał obok niej, nie patrząc z rozbawieniem na nas jak ona.
-Oh, to jest mój...
-Witam pana i panią Murphy. Jestem Ashton Irwin. Mieszkam na końcu ulicy.-zrobił krok do przodu, witając się.-Jeżdżę każdego ranka z państwa córką autobusem.
-Przypuszczam, że spotkaliśmy się już Ashton. Miło cię znowu widzieć.-mój ojciec powiedział, ściskając rękę Asha.
-Kiedy się poznaliście?-zapytała moja mama, patrząc między Ashtonem i moim tatą.
-Ashton przyszedł kilka tygodni temu i zaprosił Dani na obiad. Nic nie wspominałem?-odpowiedział, zwracając się do mojej matki. Pochyliła się i szepnęła coś do ucha, często tak robiła, więc nie ma co się dziwić. Moja mama odwróciła się do nas z najlepszym fałszywym uśmiechem jakim mogła.
-Cóż, będziemy się teraz bawić, dzieciaki.-Moi rodzice odeszli, pozostawiając nas samych.
-Oni mnie nie lubią-żachnął.
-Oni tak zawsze, nie martw się o to. Jestem pewna, że mój tata cię lubi, ale na moją mamę trzeba uważać.-roześmiałam się. Wyciągnął rękę i chwycił mnie, przyciągając bliżej do niego, aby złączyć nasze usta w pocałunku. Odepchnęłam go po kilku sekundach, zdając sobie sprawę, że każdy z moich rodziców, przyjaciół i współpracowników mogą nas zobaczyć stojących tutaj.
-Wejdźmy do środka.
Ash puścił moją rękę, niezdarnie wchodząc do domu razem ze mną. Nie wiem czy powinnyśmy być postrzegani jako "para". czy nie. Nie szukaliśmy długo, aby znaleźć znajomych, którzy mieli wokół siebie miskę chipsów, którą dałam im wcześniej. Michael dołączył do nich. Calum siedział i mówił mu coś na ucho, mimo, że on najprawdopodobniej go nie słuchał.
-Hej-powiedziałam, sięgając i chwytając kilka chipsów z miski Luke'a, który ją trzymał.
-Cześć-powiedziała Brooke, z pełną buzią chipsów. Zauważyła Ashtona i była bardziej nastawiona przyjaźnie niż się spodziewałam-Cześć Ashton.
-Hej Brooke-skinął głową.
-Cześć, fajnie cię znowu widzieć-Luke niezgrabnie uścisnął dłoń Ash'a. Nie wiedziałam, że się kiedykolwiek spotkali, ale najwyraźniej znali się na tyle dobrze, aby przywitać się od niechcenia.
-Tak, miło cię widzieć-powiedział, przygryzając dolną wargę-Kawał czasu-dodał.
-Zgadza się-Luke pokiwał głową, zanim odwrócił się do Brooke, która szeptała mu coś, jednocześnie chrupiąc chipsy.
-Ashton, cześć!-przywitał się podekscytowany Calum, odpychając Brooke na bok, aby przywitać się z Ashem. Wyciągnął rękę do swojego typowego przywitania.
-Hej, czy myślałeś o tej ofercie dla ciebie?-zapytał, odsuwając się od Caluma. Cal skinął, a jego oczy były coraz szersze niż zwykle.
-Tak, tak myślałem.-odpowiedział.
-Spoko. Możemy porozmawiać w poniedziałek, dobrze?-zaśmiał się, klepiąc Caluma po plecach.
Brooke i Luke opuścili nas kilka sekund później, mówiąc, że muszą porozmawiać na osobności. Zapewne chcą znaleźć ustronne miejsce i chcą to ukryć, ale mnie to naprawdę nie obchodzi, co oni tam robią. Tak długo jak moja mama ich nie przyłapie, to wszystko jest w porządku.
-Co mu zaproponowałeś?-spytałam, przyglądając się Calumowi jak powraca do jednostronnej rozmowy z Michaelem.
-Tylko paczkę fajek i nic więcej.-wzruszył ramionami. Jego usta ułożyły się w wielki uśmiech, ukazując przy tym dołeczki.
-Oh, nie rób tego Calumowi. On jest jeszcze szczeniakiem, nie możesz dać mu papierosów.-westchnęłam, wciąż przyglądając się im.-On będzie się dusił i umrze.
-Dałem mu jedną kilka dni temu i wszystko było w porządku. On kocha to-zachichotał.
Kilka godzin później siedzieliśmy na podłodze, gdzie staliśmy wcześniej. Nie obchodziło nas  to, że byliśmy na drodze kilku osób. To jest zabawne, widząc jak niektórzy potykają się o nogi Ashtona. Cal i Mikey także zniknęli, zostawiając nas w spokoju, abyśmy kontynuowali nasze rozmowy o przypadkowych rzeczach, które nam najlepiej wychodziły.
-Na pewno pójdziemy na jeden z ich koncertów, przysięgam-obiecał mi, wciąż śmiejąc się w niekontrolowany sposób.
-Co zrobisz, jeśli ich nie polubie?-roześmiałam się. Nigdy nawet nie słyszałam o tym zespole, o którym mówi. A on jeszcze obiecuje, że zabierze mnie na ich koncert.
-Polubisz ich, obiecuję-zapewnił mnie, kiwając głową kilka razy.
-Cóż, jeśli tak mówisz- zagryzłam dolną wargę, spoglądając w dół i wplatając moje palce i palce Asha, które spoczywały na naszych kolanach.
-Ponadto-kontynuował-Maraton filmowy będzie bardzo szybko. Czuję, jakbyś nie wiedziała, że są filmy lepsze od tych co oglądasz.
-Widziałam wiele dobrych filmów!-wyprostowałam  się, patrząc w jego oczy. Filmy to była jedyna rzecz, o której mogłam rozmawiać, jakbym była nieświadoma.
-Nie, nie, Murphy. Nie zamierzam zostawić cię w spokoju, dopóki nie zobaczysz...
-Dani, Ashton!!-Calum krzyknął i zatrzymał się obok nas.
-Co się stało?- zapytałam, spoglądając na niego.
-Nigdy w to nie uwierzycie!-powiedział, kucając obok nas. Miał głupkowaty uśmiech na twarzy, ale wiem jedno, był trochę pijany. Było można teraz ukraść trochę alkoholu, którego moi rodzice schowali, ale oczywiście wieczorem nie zwracają już na to uwagi.
-Poważnie, co?-jęknęłam
-Brooke jest w ciąży!-Calum szepnął, pochylając się w naszą stronę. Ashton popatrzał na mnie z ukosa i mogę powiedzieć, że był bardziej zaniepokojony Calumem niż czymś innym.
-Czemu tak mówisz?-spytałam, siadając. Wiedziałam, że coś się dzieje z Brooke i to powinno być dla mnie oczywiste. Te zmiany nastroju, nie były spowodowane okresem, lecz czymś innym.
-Wszedłem do łazienki, gdzie była ona i Luke. Oni się kłócili. Luke nie chce dziecka, ale ona tak.-wyjaśnił.
-Luke zrobił jej dziecko?-zapytałam, choć mogłam założyć że to on w pierwszej kolejności. On jest jej chłopakiem.
-Byłem pewny, że Luke jest prawiczkiem-Ashton powiedział, przykładając rękę do ust, by powstrzymać śmiech.
-Wiesz, ja też.-Cal roześmiał się.
-Nie, one nie jest. Uwierz mi, Brooke mówi mi wiele o jej związku.-powiedziałam. Wiedziałam wiele informacji o tym, jaki Luke jest podczas seksu, że mogło zostać poczęte nowe życie, mimo, że nie wiedzieli.
-Ona naprawdę jest w ciąży?-Ash zapytał,  jakby nie mógł w to uwierzyć.
-Tak mi się wydaje. Nie wiem. Byłem tylko  w łazience a następnie z Michaelem i słuchałem reszty kłótni przez drzwi.
-Oh, więc jest...-miałam zamiar powiedzieć, że jestem zła na Brooke, że mi nie powiedziała, ale przerwał mi Ashton.
-Gdzie jest Michael?-wstał ze swojego miejsca na podłodze i wyciągnął rękę, aby mi pomóc wstać.
-Uh, nie wiem. Odszedł ode mnie, gdy powiedziałem, że go szukałem-Calum wzruszył ramionami.
-O kurwa-przeklął, zwracając na nas uwagę kilku współpracowników moich rodziców, stojących w pobliżu nas.-Czy pomożecie mi go znaleźć?
-Czemu? Co się stało?-zapytałam, widząc zmartwionego Asha.
-On zrobi coś głupiego, jeśli będzie sam zbyt długo. Jeszcze na dodatek nie zażył swojego lekarstwa, którego wiem, że nie ma.-westchnął. Przeczesał dłonią swoje włosy i pociągnął za końcówki.
-Lekarstwa? Co się z nim dzieje?-Calum zapytał, patrząc to na mnie to na Ashtona.
-Cholera, muszę go znaleźć-jęknął.
-Co się z nim dzieje? Dlaczego nie może być sam?-Cal nadal nas przesłuchiwał, a my nadal go ignorowaliśmy.
-Pójdę go poszukać, pewnie nigdzie nie poszedł-powiedziałam ściskając dłoń Ashtona przed puszczeniem jej i szukaniem Mikey'a.
Pierwszym miejscem, do którego postanowiłam zajrzeć, była szafa w pobliżu drzwi wejściowych. Jeśli Michael starał się ukryć, to jest odpowiednie miejsce. To było ostateczne miejsce do schowania sie, gdy byłam młodsza i bawiłam się w chowanego. Byłam zadowolona, że najpierw się tu udałam. Na podłodze siedział nie kto inny jak sam Michael.
Zamiast iść powiedzieć Ashtonowi, że znalazłam Michaela, zamknęłam za sobą drzwi i weszłam do środka szafy i usiadłam obok niego. Nie wiem, co sobie myślałam, wiedziałam, że nie będzie próbował ze mną porozmawiać. Pomyślałam, że może potrzebuje towarzystwa, a ja byłam na to gotowa.
-Mój najwyższy wynik na Flappy Bird to 116. Nie mogę cię pokonać-wypaliłam, patrząc na moje kolana. Słyszałam, jak zachichotał cicho, jakby było mu żal mojego niskiego wyniku, mimo że uznałam go za dość wysoki.
-Ashton naprawdę martwi się o ciebie, wiesz. Nie należy uciekać w ten sposób-powiedziałam, choć nie wiem dlaczego spróbowałam. Przeszliśmy przez to wcześniej i wiem, że Michael się nie odezwie.
-Jesteś....
 -Ashton kłamie-odezwał się Michael, zaskakując mnie tak bardzo, że podskoczyłam i uderzyłam się w tył głowy o ścianę
-C...Co-zapytałam, nie dowierzając, że Michael się do mnie odezwał.
-Mówi, że nie wie, kto jechał tym drugim samochodem z wypadku, on wie. Jesteś prawdziwym skarbem, jaki znalazł.

~~~~~~~~~~~~~~
Witam!
Dziś zostawiam was jedynie ze spoilerem. Dodałam tak na szybko, gdyż ostatnio czasu nie mam dosłownie na nic :/. Więc przepraszam. Rozdziały będą dodawane zgodnie z planem. Pozdrawiam xx

-Robisz postępy, Murphy.-szepnął w moje usta, nagle stając się bardziej trzeźwym, niż wcześniej.
-W czym?-zapytałam cicho. Odchyliłam głowę do tyłu, gdy zaczął całować dół mojej szyi.
-W naprawianiu mnie.

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 15

Proszę Was o głosy dot. bloga miesiąca tutaj <KLIK>. To dla mnie bardzo ważne.
Z góry dziękuje <3


-Jestem bardzo wdzięczny, wiesz?-chrząknął, gdy próbował wejść przez okno. Byłam zaskoczona, że był w stanie wspiąć się aż tutaj, gdyż okno znajdowało się wysoko nad ziemią. Przeszedł najpierw głową i ramionami, lądując na podłodze z wielkim hukiem.
-To było piękne-powiedziałam, powstrzymując śmiech. Pomogłam Ashtonowi wstać. Przyjrzał się mojemu pokojowi i uśmiechnął się.
-Staram się, Murphy,staram-uśmiechnął się, przestając strzepać niewidzialne pyłki.
-Co ty tu robisz?-zapytałam
-A na co to wygląda?-powiedział. Jego głos ucichł, kiedy chwycił mnie za ręce i bawił się moimi palcami.
-Oh, ty po prostu nie mogłeś zakończyć naszego wieczoru na zewnątrz, tak?-zaśmiałam się z tego, że miał tylko 5 minut, aby wrócić.
-Mówiłem ci, że oszczędzę trochę romantycznych rzeczy na później.-wzruszył ramionami, podchodząc do mnie.
-To jest później?-zapytałam
-Uh huh. Więc zapalmy świecę lub coś innego i zaczynamy imprezę.-zachichotał głośno, ale go uciszyłam. Pochylił swoją głowę w dół i zaczął całować moją szyję.
-Co się stanie jeśli nie przyśpieszymy parę rzeczy?-szepnął i zaczął iść z nami do tyłu, kierując się na moje łóżko.
-My nie jesteśmy-uśmiechnął się, całując mnie bardzo szybko w usta. Upadliśmy na łóżko. Ashton wylądował w taki sposób, że leżał nade mną.
-Jesteś pewny?-spytałam sarkastycznie unosząc brew.
-Czuję się dobrze, Murphy-zapewnił mnie.- Powstrzymaj mnie, jeśli chcesz, żebym przestał.
-W porządku-niepewnie powiedziałam. Byłam trochę zaniepokojona, ponieważ mówił mi wcześniej, że chce iść powoli. Szanowałam to, anie nie chcę, tego dlatego, że on był w nastroju do zrobienia tego w tej chwili.
-Zamknij drzwi-wyszeptał, a ja przytaknęłam. Uniosłam się i odsunęłam się od niego, szybko podchodząc do drzwi i zamykając je. Weszłam z powrotem na łóżko, pozwalając, Ash'owi powrócić do poprzedniej pozycji.
Ponownie przyłożył usta do mojej szyi,pozostawiając długie, nie staranne pocałunki. Odchyliłam głowę do tyłu, dając mu lepszy dostęp. Jego usta kierowały się z mojej szyi do odsłoniętych części moich piersi. Cieszyłam się, że miałam na sobie top z większym dekoltem niż zazwyczaj.
Moje ręce zaczęły schodzić z jego klatki piersiowej, zatrzymując się, gdy dotarłam nimi do dołu koszuli. Wsunęłam je pod nią, co pozwoliło mi czuć wszystkie mięśnie Ashtona. Złapał większy oddech, gy poczuł moje zimne dłonie na swojej skórze, przez co go zaskoczyłam.
-Chcesz zdjąć koszulkę, tak?-roześmiał się.
-Nie jesteś pewny siebie-przewróciłam oczami, zabierając ręce spod koszuli i owijając je na jego szyi.
-Nie zaprzeczę, Murphy.-powiedział, śmiejąc się znowu, gdy siadł i ściągnął koszulkę przez głowę. Rzucił ją gdzieś w głąb pokoju, pochylił się i połączył nasze wargi.
Jedną rękę trzymał obok mojej głowy, a druga trafiła pod mój top. Jego palce robiły delikatne okręgi na moich biodrach. Czułam się tak, jakby jego usta obcałowały każdy cal mojej skóry, co daje mi poczucie, że fajerwerki właśnie we mnie wybuchają. To było nowe, robić z Ashtonem, ale spodobało mi się

~~~~

-Ulubiony program telewizyjny?-zapytał, jego pierś wibrowała pod moją głową, gdy mówił.
-Za często nie oglądam telewizji.-wzruszyłam ramionami, nie będąc w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
-Co więc robisz? Nie słuchasz muzyki, nie oglądasz telewizji.-zaśmiał się cicho. Podniosłam rękę, leżącą na  jego nagim brzuchu, splecioną z jego i ścisnęłam lekko.
-Nie wiem-westchnęłam-Jaki jest twój ulubiony program telewizyjny?
-Nie oglądam telewizji zbyt często. Zwykle siedzę i patrzę na Michaela jak gra. Ale Kenzie uwielbiała te pokazy weselne, wiesz, te na których próbowano dobrać sukienki? To było czasem zabawne-wymamrotał szybko.
-"Powiedz tak sukience"?-uśmiechnęłam się, patrząc w gorę, więc nasze oczy się spotkały.
-Tak, to to.-zachichotał
-Podobało ci się to?-zapytałam marszcząc nos, wyobrażając sobie jak siedzi w domu i ogląda takie coś.
-Niektórzy ludzie w tym byli śmieszni!-zaprotestował.-Ok następne pytanie.
-Jakie jest twoje ulubione święto?-zapytałam po czym dodałam-Musisz mi powiedzieć dlaczego.
-Boże Narodzenie, proste.-zadrwił
-Powiedz mi, dlaczego.-powiedziałam cicho. Mimo, że byłam pewna, że moi rodzice poszli spać, nie chciałam ryzykować i mówić zbyt głośno.
-Bo każdy kocha Boże Narodzenie. Wszyscy są szczęśliwi.-powiedział, przygryzając wargę.
-Sądzę, że najmniej lubie Boże Narodzenie-westchnęłam
-Dlaczego? Kto nie lubi świąt?-zapytał zdziwiony. Jak on nie mógł zrozumieć, że nie lubie Wigilii
-To nie jest świetna zabawa dla mnie. Moi rodzice dają mi kilka prezentów, które ja już widziałam a ja daje im karty do jakiegoś sklepu lub ulubionej restauracji i na tym kończymy-westchnęłam przygnębiona, czując się źle, że narzekałam. Ash miał dużo gorsze rzeczy niż kiedykolwiek ja.-Nie spożywamy razem żadnego obiadu lub czegokolwiek, to jest po prostu nudne.
-Przykro mi, Murphy.-przeprosił. Zaczęłam powoli myśleć, że zapomniał mojego prawdziwego imienia.
-Dobrze, że to jeden dzień w roku. Naprawdę nie jest dla mnie to jakoś wyjątkowe.-wzruszyłam ramionami.
-Następne pytanie?-zaproponował, mając wrażenie, że nie jestem w nastroju, żeby o tym rozmawiać.
-Idź na całość-powiedziałam
-Ulubiona słodkość?
-Snickers, zdecydowanie-roześmiałam się.
-Też moja ulubiona!-powiedział podnosząc nieco głos. Zamknął usta, w obawie, że obudzi moich rodziców.
-Nie ma mowy!-uśmiechnęłam się, podniosłam się i oparłam na łokciu, więc miałam lepszy widok na Ashtona. On zrobił to samo-Mam pytanie.
-Mam odpowiedź-powiedział, uśmiechając się.
-Pamiętasz, jak mówiłeś, że potrzebujesz trochę czasu, żeby wszystko naprawić samemu?-zapytałam. Kiwnął głową, marszcząc brwi, gdyż nic nie zrozumiał.
-Co jeśli powiem, że chciałam pomóc? Aby naprawić cię?-wyszeptałam nerwowo.
-Chciałbym przyjąć ofertę-kiwnął głową, przez co opuściły mnie nerwy.-Dobra, mam jeszcze jedno pytanie.
-Słucham-zachęciłam go.
-Nie przeszkadzają ci te wszystkie pytania?-zapytał, wciąż trzymając moją dłoń
-Co masz na myśli-zapytałam
-Nie sądzisz, że to jest nudne?-pytał-Nie sądzisz, że to dziwne, że chcę poznać te wszystkie małe rzeczy, np twoja ulubiona słodycz?
-Poznajemy siebie nawzajem-wzruszyłam ramionami, nie widząc w tym problemu. Zawsze lubiłam, gdy ludzie zadawali mi pytania. To dawało mi szansę na otwarcie się przed nimi.
-To jest to, co miałem nadzieje, że powiesz-uśmiechnął się.  Puścił moją rękę i położył ją z powrotem na swoje miejsce, przyciągając mnie do siebie.
-Takie rzeczy naprawdę nie działają, jeżeli znasz osobę na tyle dobrze-powiedziałam, układając swoją głowę na piersi Ashtona. Objął mnie i przyciągnął jeszcze bliżej.
-"Takie rzeczy"-powtórzył-To znaczy?
-Cokolwiek chcesz-wzruszyłam ramionami i zamknęłam oczy. Sen powoli zaczynał mnie dosięgać.
-Co mam zrobić, jeśli nie wiem, czego chcę?-powiedział po kilku minutach ciszy.
-To fajnie-westchnęłam, ledwo mogłam mówić, byłam tak zmęczona

~~~~~~

Obudziłam się następnego dnia, nie kontaktując. Zastanawiałam się dlaczego Ash leży kolo mnie. Szybko przypomniałam sobie wydarzenia z nocy. Przypomniałam sobie wszystko. Jego wspinaczkę do  mojego okna do pobytu aż do 2 w nocy na rozmowie o naszych ulubionych wakacjach.
Wyglądał na zrelaksowanego. Jego włosy sterczały w każdym kierunku, przez co trochę było na jego oczach. A jego wciąż goła klatka piersiowa unosiła się w górę i w dół przy oddychaniu. Jedną rękę miał owiniętą wokół mojej talii a druga spoczywała na jego brzuchu. Nie chciałam go budzić, ale wiedziałam, że było już późno i muszę się go pozbyć.
-Irwin-szepnęłam, szturchając go w policzek, w tym samym miejscu, jeśli się uśmiecha, pojawiają się dołeczki.
-Murphy, wróć do łóżka-wymamrotał, a jego głos dostał chrypki.
-Jest już późno, trzeba wstać-szepnęłam. Wsunęłam rękę do kieszeni Ash'a i wyciągnęłam jego telefon, by sprawdzić godzinę. Była już 11:45, moja mama wkrótce zacznie się zastanawiać gdzie jestem.
-To łaskotało. Włóż go z powrotem.-zaśmiał się cicho. Przewrócił się i ukrył twarz w poduszce, zakrywając się ode mnie.
-Muszę cię obudzić. Musisz iść do domu, zanim będą kłopoty.-westchnęłam. Chciałam przeleżeć tu z nim cały dzień, nie chciałam żeby szedł.
Po kilku minutach moich próśb, Ash w końcu sie przewrócił ponownie. Spojrzał na mnie mrużąc oczy w słońcu, które wlewało się przez okno do pokoju. Zabrał ode mnie telefon i umieścił go w kieszeni.
-Jest za wcześnie-jęknął.
-W rzeczywistości jest 12-roześmiałam się.
-Oh-także się roześmiał-Cholera
-Tak, moi rodzice są
-Danielle, już nie śpisz? Jest prawie południe-głos mojej matki pojawił się po drugiej stronie drzwi. Próbowała je otworzyć, ale na szczęście były zamknięte
-Tak, właśnie się obudziłam!-odkrzyknęłam. Zwróciłam się do Asha, spychając go z  łóżka- Musisz iść.
-Muszę wyjść przez okno?-szepnął podnosząc koszulkę z podłogi i nakładając ją.
-Otwórz drzwi, Danielle. Wybrałaś strój na dzisiaj?-zapytała przy drzwiach.
-Dziś? Co jest dzisiaj?-zapytałam, popychając Asha w stronę okna
-Impreza!-krzyknęła.-Wystarczy,otwórz drzwi.
-To jest dzisiaj? O której się zaczyna?-krzyknęłam panikując
-07.00! Teraz możesz otworzyć te drzwi? Muszę porozmawiać z tobą!-  moja matka uderzyła kolejny raz w drzwi, oboje wiedzieliśmy, że nie zamierza ustąpić.
-Dzisiaj impreza?-szepnął, pochylając się blisko mnie, więc moja mama nie mogła go usłyszeć.
-Chyba tak. Przyjdziesz?-zapytałam
-Oczywiście, że tak-skinął głową, otwierając okno. Spojrzał w dół. Przerażenie pojawiło się na jego twarzy.
-Danielle otwórz drzwi!
-Chwileczkę!-krzyczałam coraz bardziej zła na nią. Można by pomyśleć, że nie nie byłaby tak cierpliwa, biorąc pod uwagę, że po prostu "obudziła"
-Zobaczymy się wieczorem, Murphy. Prawdopodobnie wróce to o 07:15-powiedział i pocałował mnie w policzek, sekunde przed wyjściem przez okno. Czekałam, aż znalazł się wpół drogi do domu przed otworzeniem drzwi dla mojej matki. Weszła do pokoju, patrząc z ulgą.
-Czego chcesz?-zapytałam
-Chciałam tylko... Danielle, dlaczego twoje okno jest otwarte, przecież się zamrozisz-westchnęła, udając się, aby zamknąć okno. I poza nią ja też podeszłam do okna w samą porę, aby jeszcze zobaczyć jak Ashton znika za krzakami.


~~~~~~
Witam!!!
Kolejny rozdział mamy już za sobą;) Dziękuje za komentarze, to dla mnie naprawdę wiele znaczy.
Mam do was prośbę, bardzo mi zależy na wygranej, bądź zajęciu 2 miejsca w konkursie na bloga miesiąca. I dlatego proszę was o to, abyście oddali głos na tego bloga tutaj BLOG MIESIĄCA. Z góry dziękuję.
A teraz czas na mini spoiler:

-Co zrobisz, jeśli ich nie polubię?-roześmiałam się. [...]
-Polubisz ich, obiecuję-zapewnił mnie, kiwając głową kilka razy.
-Cóż, jeśli tak mówisz- zagryzłam dolną wargę, spoglądając w dół i wplatając moje palce i palce Asha, które spoczywały na naszych kolanach.

Do następnego rozdziału xx.

czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 14

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM! TO BARDZO WAŻNE!

-Myślę, że się zakochałem-Ashton jęknął, zamykając oczy
-Poważnie?-zaśmiałam się, odchylając się do tyłu na krześle. Skończyłam jeść kilka minut temu, ale Ashton był zbyt zajęty, żeby to dostrzec.
-To jest niesamowite-powiedział z pełnymi ustami.
-To burrito-westchnęłam, wręczając mu serwetkę, gdyż sos spływał mu po brodzie.
-To jest niesamowite!-warknął kończąc swoje burrito i wycierając twarz.
-Więc jesteś zakochany w burrito.-powiedziałam obojętnie wpatrując się w niego. Spojrzał na mnie i przewrócił oczami. Jakby dając mi do myślenia, że to dziwne, że jest zakochany w burrito i że jest coś nie tak z tą całą sytuacją.
-Tak-skinął głową-Nie osądzaj mnie, Murphy.
-Nie osądzam-podniosłam ręce w geście poddania, na co zaczął się śmiać.
-Ty nie lepsza-powiedział, odchylając się do tyłu na krześle. Jego nogi wybijały rytm, przez co dotykały moich, a my siedzieliśmy wpatrując się w siebie, z uśmiechami.
-Mam pytanie-powiedziałam nagle, co spowodowało, że Ash przestał ruszać nogą.
-To jest hipotetycznie?-uśmiechnął się
-Naprawdę musisz przystopować z tym-jęknęłam i tym razem to ja przewróciłam oczami. Zaśmiał się i przeczesał palcami po włosach, robiąc z nich nieład, gorszy niż wcześniej.
-Jaki brzmi twoje pytanie, Murphy?- zapytał, siadając prosto na krześle i zdejmując nogę z kolana.
-Dlaczego byłeś przerażony zapraszając mnie na randkę?-zapytałam cicho. Zastanawiałam się, co siedziało mu w głowie przez cały ten czas, gdyż upierał się, że to wcześniejsze wyjście to nie randka.
-Bałem się-wzruszył ramionami.
-Sssss,  wiem. Ale czym?
-Nie sądziłem, że ty też mnie lubisz-przygryzł wargę, wpatrując się w stół.
-Naprawdę? Sądziłam, że to dość oczywiste,-powiedziałam, powstrzymując śmiech.
-Nie możesz powiedzieć, że mnie lubisz bądź jesteś  naturalnie denerwująca.-spojrzał się na mnie, a w jeego kącikach ust błąkał się uśmiech.
-Nie jestem denerwująca!-jęknęłam.
-Oczywiście, że nie-pokręcił głową, a jego uśmiech poszerzał się.
-W jaki sposób mógłbyś się dowiedzieć, że cię lubie?- spytałam, mając cicho nadzieje, że nie odpowie, że przez Caluma. Miałam poważny zamiar zamordować tego człowieka, gdyby powiedział coś jeszcze.
-O mój Boże, Murphy-roześmiał się głośno.
-Co? Co to było?- złożyłam ręce na stole, będąc bardziej niecierpliwą.
-Twoja twarz, gdy pocałowałem cię pierwszy raz, powiedziała mi wszystko-uśmiechnął się. Zakłopotałam się, oczywiście musiałam zadawać głupie pytania, a nie cieszyć się jak normalna dziewczyna, że mnie pocałował.
-Jak wyglądałam?-zapytałam, przez co Ash próbował naśladować wyraz mojej twarzy. To wyglądało jak mieszanka horroru i nieporozumienia, co wyraźnie wyjaśniło moje uczucia w tym czasie.
-Wyglądałaś lepiej, jak cię pocałowałem drugi raz.-zachichotał.
-Więc nie będzie następnego razu?- zaśmiałam się, przygryzając wargę.
-Hipotetycznie-wzruszył ramionami.
-Nigdy nie całuję się ponownie.-zażartowałam.
-Daj spokój! Żartowałem-jęknął. Zsunął się ze swojego krzesła i usiadł obok mnie, kładąc rękę za mną.- To nie wszystko mimo, że byłem przestraszony.
-Coś jeszcze?-spytałam, chcąc odejść od tego tematu.
-Cóż, obawiałem się rodzaju, hm, naszej relacji-zakaszlał- Ja po prostu nie byłem pewien, zadzie ta zabawa. Wiele dla mnie znaczysz, Murphy, naprawdę, ale ja wciąż kocham Kenzie.  Ja tylko... ja tylko nie chcę przyśpieszać niektórych rzeczy, tak myślę. Bożę, brzmię jak dupek- odwrócił się ode mnie, zabierając ręke z moich ramion i siadając prosto.
-Nie brzmisz jak dupek, rozumiem.-powiedziałam, wyciągając rękę, aby złapać Ashtona.
-Naprawdę?-zapytał, a ja przytaknęłam.
Nie byłam nawet zaskoczona, że w ten sposób działa. To było normalne, że nie chcę się śpieszyć do takich rzeczy, po tym jak jego dziewczyna zginęła. Miał dużo rzeczy na głowie, a ja mu  mówiłam o dobrych "rzeczach", co było ostatnią rzeczą jaką potrzebował. Zrozumiałam, że on inaczej do tego podchodzi, a ja chciałam, żeby był szczęśliwy. Jeśli nigdy nie chciałby być moim chłopakiem, to będzie wszystko w porządku, tak długo jak będzie moim przyjacielem.
-Wiem, że wciąż kochasz Kenzie i rozumiem. To normalne, że coś do niej nadal czujesz, pomimo tego, co się wydarzyło. Lubię cię, Irwin, ale nie zamierzam wciskać na siłę niczego, czego nie chcesz-powiedziałam. W końcu rozluźnił się i usiadł w fotelu.
-Dzięki, naprawdę. Obiecuję, że ostatecznie odpuszczę, dobrze? Potrzebuje trochę czasu,  muszę to rozwiązać samodzielnie.-powiedział cicho.
-Jest okej-powiedziałam- Zawsze mów, czego potrzebujesz.
-Dlaczego to robisz?-zapytał
-Co?-zapytałam, nie rozumiejąc.
-W szkole ludzie widzą cię jako głupią, popularną, bogatą dziewczynę, która dostaje wszystko, co chce. Ale wtedy pojawiam się ja i jesteś inna. Możesz taka zostać, Murphy, bo to mi się podoba. Ale dlaczego nie jesteś taka cały czas?-wyjaśnił
-Ludzie tak naprawdę nie dają mi szans-wzruszyłam ramionami. Zawsze tak było, że miałam znanych rodziców i dlatego ludzie mnie taką znali. Niewiele osób, tak naprawdę, próbowało poznać prawdziwą mnie.-Z wyjątkiem ciebie-dodaje cicho.
-Cieszę się z tego. Cieszę się, że dałem ci szansę.

~~~~

Ashton odprowadził mnie do domu po skończonym posiłku. Trzymał mnie luźno za rękę. Tym razem nie rozmawialiśmy o naszych ulubionych piosenkach i zespołach, ale szliśmy w milczeniu. Tym razem słowa nie były tu potrzebne. Wszystko, co było potrzebne już zostało powiedziane. Kopnęłam w ziemie pod moimi nogami jak szliśmy. Ash skończył palić papierosa i upuścił go, zanim zatrzymaliśmy się przed moim domem.
-Czy nadal protestujesz?-zapytał, puszczając moją rękę.
-Protestuje co?
-Pocałunek ze mną. Przepraszam, że śmieje się z ciebie, Murphy, i wiem, że wyśmiewałem cię wcześniej. Ale mogę prosić o buziaka zanim pójdę?-pochylił się z szerokim uśmiechem.
-Jesteś śmieszny, wiesz o tym?-zaśmiałam się. Położyłam ręce na klatce piersiowej Ashtona i powoli kierowałam je na jego kark. Wsunęłam palce w jego włosy, przyglądając się, jak jego uśmiech staję się jeszcze większy.
-Więc, mogę wziąć to za tak?-roześmiał się. W końcu pochylił się i pocałował krótko.
-Nie musisz robić tego tak szybko, możesz trochę dłużej mnie całować. Nie będę krzyczeć i uciekać.-przewróciłam oczami.
-Ja tylko cię troszeczkę drażnię-wzruszył ramionami, przed ponownym pochyleniem się i przyciśnięciem swoich ust do moich.
Staliśmy w ten sposób przed dłuższy czas. Stałam na palcach, aby być bliżej Ashtona, przez co ten się uśmiechał. Jeździł rękami po moich plecach, a następnie spoczęły na końcu mojej koszuli. Podniósł ją nieśmiało przez co jego ręce spoczęły na moich biodrach. Jego wargi były twarde, ale jednocześnie miękkie i mogę śmiało powiedzieć, że wiedział co robi. Był doświadczony i naprawdę nie było źle, to był idealny pocałunek. Odsunął się ponownie po kilku minutach, powstrzymując śmiech,gdy zauważyłam jakie miał opuchnięte wargi.
-Jak było-zapytał, przygryzając dolną wargę
-Wymaga poprawy-powiedziałam, obojętnie wpatrując się w niego z kamienną twarzą. Mogłabym powiedzieć, że wie iż żartuje, przez mój mały uśmiech wpełzający na moje usta, ale on udał, że nie widzi.
-Dobrze i pomyśleć, że chciałem się zapytać jeszcze raz.-prychnął, odwracając się ode mnie.
-Nie, wróć-jęknęłam żartobliwie. Chwyciłam go za rękę i przyciągnęłam z powrotem, jakoś łatwo zgodził się. Ponownie położył ręce na moich biodrach, przyciągając mnie bliżej.
-To znaczy, wymaga poprawy, ale możemy również poćwiczyć...-uśmiechnął się. Pochylił się i pocałował jeszcze raz. Był dużo bardziej zrelaksowany. Jeśli jesteśmy bardziej przyzwyczajeni do siebie to jest bardziej komfortowo. Tym razem to ja się odsunęłam.
-Naprawdę powinnam już wejść do środka- szepnęłam.
-Tak, robi się już późno. Twoi rodzice zaczną zastanawiać się, gdzie uciekłaś.-szepnął, jego czoło znalazło się na moim.
-Dobranoc, Irwin-pożegnałam się, gdy odsunął się ode mnie
-Do jutra, Murphy-posłał mi uśmiech, który był za duży, żeby go nie dostrzec.
Weszłam do mojego domu, licząc, że rodzice będą na kolacji u swoich przyjaciół, tak jak zawsze to robią w piątkowe wieczory. Szybko zrozumiałam, że się myliłam, gdy wpadłam prosto na moją matkę, gdy szłam do kuchni.
-Więc Danielle. Gdzie byłaś przez cały wieczór?-zapytała kładąc ręce na moje ramiona, aby mnie przytrzymać.
-Byłam na zewnątrz-odpowiedziałam tylko, obawiając się, że wpadłam w tarapaty.
-Z kim? Z Brooke?-moja mama miała wątpliwości. Wiedziałam, że nie mogę kłamać, bo wiedziałam też, że jedyny powód, dla którego moja mama zapytała się o Brooke, bo była w moim domu, podczas gdy mnie nie było.
-Nie-powiedziałam
-Więc kto?-nalegała
-Przyjaciel-uśmiechnęłam się, a moje policzki robiły się coraz bardziej gorące za każdym słowem-Nazywa się Ashton. Ashton Irwin
-Irwin... Nie mieszkają w dole ulicy?
-Najwidoczniej.-skinęłam głową, uznając, że to dziwne, że nie wiadomo o tym, iż Ash mieszka tu od kilku miesięcy.
-To ten chłopak, który miał wypadek samochodowy w lato? On zabił tę dziewczyne, tak?-zapytała, na co jęknęłam w odpowiedzi. Wiedziałam, że jeśli tu zostane na dłużej, to powie mi, jaki niebezpieczny musi być i żebym trzymała się z dala od niego. Nie chcę tego słuchać.
-Tak, to on. Ale lubię go, naprawdę. Więc dobranoc.-odwróciłam się i weszłam po schodach, znów nie chcę mieć nic wspólnego z moją matką.
Weszłam do pokoju i trzasnęłam za sobą drzwiami, upewniając się, że moja matka nie wejdzie tutaj. Rzuciłam się na łóżko. W mojej głowie była mieszanina wszelkich uczuć. To raz się wściekałam bądź uśmiechałam aby znów się zdenerwować i to wszystko w ciągu kilku minut.  Wszystko miesza się z moimi myślami. Usłyszałam jakiś dźwięk pochodzący od okna na ścianie w mojej sypialni. Podeszłam do niego, mój żołądek roił się już od motyli. Jeśli moje założenia były dobre, to miałam powód, aby się tak czuć. Otworzyłam okno i wystawiłam głowę i spojrzałam w dół. To był Ashton Irwin, rzucający kamieniami w moje okno.
-Hej, Murphy-szepnął krzycząc-Czy mogę wejść?


~~~~~~~
Witam!!

Blog został nominowany do bloga maja na internetowy-spis.blogspot.com .  Za co z całego serca dziękuje!! I bardzo proszę o głosy w ankiecie <KLIK>.
Jeju, nie spodziewałam się od was tylu komentarzy! DZIĘKUJĘ !!  To dla mnie naprawdę wiele znaczy.
Widziałam, że spodobał wam się mini spoiler. Dlatego, pod każdym rozdziałem będę go dodawać ;)

~~
-Takie rzeczy naprawdę nie działają, jeżeli znasz osobę na tyle dobrze-powiedziałam, układając swoją głowę na piersi Ashtona. Objął mnie i przyciągnął jeszcze bliżej.
-"Takie rzeczy"-powtórzył-To znaczy?

Pozdrawiam xx

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 13

-Dlaczego on nie je?- Brooke zapytała, wpatrując się w Ashtona
-Nie lubi tutejszego jedzenia. Zazwyczaj je w drodze do domu ze szkoły-odpowiedziałam. Byłam dumna, że zapamiętałam ten mały fakt.
-On tak zawsze?-zapytał Calum. Uwielbiałam rozmowy z Calumem o Ashtonie, bo on był zawsze podekscytowany. Był tak zafascynowany Ash'em, że czasami łatwiej było mi z nim rozmawiać o mojej małej sympatii niżeli z Brooke.
-No, tak. Zawsze jakiś fast food czy coś innego.-wzruszyłam ramionami.-A czasem, jak jego tata coś ugotuje. W sobotę jedliśmy lasagne.
-W sobotę?-Brooke pochyliła się do przodu.
-Um, tak? Co, mieliśmy jakieś plany?-przewróciłam oczami. Jestem zmęczona Brook, przecież miała mnie informować, o wspólnych planach po ostatnim wydarzeniu.
-Myślałam, że pojedziemy do centrum handlowego-powiedziała chłodno, dźgając Luke'a.
-Nikt nie zadzwonił do mnie i nic o tym nie wiedziałam. Przepraszam-powiedziałam wzruszając ramionami.
-Rozmawialiśmy o tym w piątek. Myślałam, że do mnie zadzwonisz- Brooke skrzywiła się.
-Nie byłaś w centrum dwa tygodnie temu?-zapytałam
-Brooke potrzebuje nowych butów-cicho powiedział Luke
-Zamknij się-powiedziała czerwonowłosa i trzepnęła Luke'a w klatkę piersiową.-potrzebowałam nowych butów.
-No cóż, przykro mi. Może następnym razem-powiedziałam,posyłając uśmiech w strone Luke'a. Brooke nie zasługuje na niego, jeśli go tak traktuje.
-Dani, ja po prostu nie rozumiem, czemu odsuwasz się od nas-Brooke zmarszczyła brwi.
-Przykro mi, że nie mogę za wami nadążyć. Nie sądziłam, że mamy jakieś konkretne plany.-przeprosiłam po raz trzeci.
-Brooke, to nie jest, aż tak ważne.-Luke westchnął. Starał się uspokoić swoją dziewczyne po przez pocieranie jej ramienia od jego strony, ale ona go odepchnęła. Oni ostatnio dużo się sprzeczają, ale oczywiście ja nie wiedziałam czemu.
-Rzadko cię widuje, Dani! Cały wolny czas spędzasz z Ashtonem!-krzyknęła Brooke.
-On jest moim przyjacielem-wzruszyłam ramionami
-A ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką!-jęknęła-A co ze mną?
-Brooke, Ashton nie ma wielu przyjaciół, a Dani jest po prostu miła-Calum wtrącił się. I to był jedyny raz, kiedy jestem naprawdę wdzięczna, za to.
-Twoje małe zauroczenie nim wymyka się spod kontroli, nie sądzisz?-zapytała, krzyżując ramiona.
-Nie, sądzę, że jest wszystko pod kontrolą.-powiedziałam, odchylając się do tyłu na krześle. Byłam zła, na Brooke, że obwiniała mnie dokładnie za to co ona powiedziała mi, żebym zrobiła pierwsza.
-On ją też lubi- powiedział cicho Calum, a Luke kiwnął głową.
-Lubi mnie?-zapytałam
-Powiedział mi, że cię lubi.-powiedział, odwracając się szybko, aby rzucić okiem na Ashtona, który siedział na samym końcu stołówki.
-Ja nawet nie wiem. Dwa razy powiedział za dużo-Cal zmarszczył brwi. Wiedziałam, że mówił o mnie kilka razy, ale nie sądziłam, że zamierza paplać o swoim życiu osobistym z Calumem.
-Chodzimy razem na wf. Raz poczęstował mnie papierosem-Cal powiedział, oczywiście z dumą, że Ash go polubił, gdyż poczęstował go papierosem.
-Świetnie!-Brooke krzyknęła-On z was powoli robi narkomanów!
-Brooke, już dobrze-Luke powiedział, łapiąc ją ponownie za rękę. A ona go w nią uderzyła.
-Nie dotykaj mnie!-krzyknęła
-Co jest?-Luke zapytał, widocznie zainteresowany. Czułam się dziwnie, widząc jego minę. On kochał Brooke ponad wszystko, a ona go źle traktuje.
-Myślałam, że tylko udajesz, że go lubisz. Aby się dowiedzieć o wypadku.-Brooke zwróciła się do mnie, ignorując Luke'a.
-Nie, wcale nie. Naprawdę go lubię-pokręciłam głową, kwestionując myślenie Brooke.
-Czy dowiedziałaś się co tak naprawdę się stało? Jak zabił swoją dziewczyne?-zapytała. Byłam wściekła, na takie zachowanie Brooke. Chciała za wszelką cene wiedzieć co się stało Kenzie. On powiedział mi, bo ufa mi, a ja nie mam zamiaru powiedzieć jej dla rozrywki.
-To nie ma znaczenia. To był tylko wypadek-wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-Poważnie? I teraz nie powiesz mi?-jęknęła.
-To naprawdę nie jest twój interes-Luke pokręcił głową, nie rozumiejąc zachowania swojej dziewczyny.
-Chyba nie zamierzasz mi powiedzieć, że to nic wielkiego? Dlaczego zatajasz to przede mną?-powiedziała, wyrzucając ręce w górę.
-On nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział. Powiedział to Dani, bo ją lubi i jej ufa. Powinnaś to uszanować-Calum ponownie się wtrącił.
-Nie wierzę temu człowiekowi! Co z tego, że zabił dziewczynę? Nie musi być taki tajemniczy, przecież wszyscy wiemy, co się stało!-wykrzyknęła.
-Co się z tobą dzieje?-zapytałam. To nie była Brooke, którą znałam. Coś się z nią dzieje.
-Co jest nie tak z tobą? Jesteś niekompetentna, rzucając swoje życie, dla jakiegoś dzieciaka, którego ledwo znasz!-krzyknęła, a ja wstałam z krzesła. Nie miałam zamiaru siedzieć i słuchać jej, jak krzyczy na mnie do końca lunch'u.
-Wolałabym rzucić moje dotychczasowe życie dla kogoś takiego jak Ashton, niż tracić go na spędzaniu z tobą!-krzyknęłam. Chwyciłam moją torbę i ruszyłam do stołu Ashtona, czująć, że tam byłabym milej widziana.
-Hej, Murphy.-przywitał się cicho Ash. Podniósł plecak z siedzenia i położył go koło siebie, dając mi wolne miejsce, abym usiadła.
-Cześć, Irwin-wyrwało mi się westchnienie. Położyłam głowę na dłoniach, próbując pozbierać wszystkie myśli.
-Co jest?- zapytał, pochylając się do przodu.
-Brooke już mnie doprowadza do szału. Ona nie przestanie krzyczeć.-powiedziałam , patrząc na Ashtona. Przyglądał się mi z uśmiechem na ustach.
-Oh-skinął głową.
-Ciągle mnie denerwuje, bo nie poszłam z nią do centrum handlowego w sobotę a poszłam do ciebie.
-Zdawało się, że ma wkurzający nastrój dzisiaj, może ona ma po prostu zły dzień. Albo ma okres.-zaśmiał się cicho ze swojego ostatniego komentarza.
-Ja tylko potrzebuje, aby być jak najdalej od niej-zaśmiałam się.
-Więc, to dobrze, ponieważ muszę cię o coś zapytać.-powiedział siadając prosto.
-Oh. Coś się stało?-zapytałam
-No cóż, właściwie to kilka rzeczy-zachichotał nerwowo.
-Idź na całość
-Teoretycznie-rozpoczął.
-Naprawdę, Irwin? -przerwałam mu. Uśmiechnął się.
-Czy naprawdę muszę przyjść w garniturze do twoich rodziców w następną sobotę?-zapytał
-Tak, przepraszam. Będą dziwnie ci się przyglądać, jeśli przyjdziesz ubrany normalnie.-powiedziałam, powstrzymując śmiech na obraz, który pojawił się w mojej głowie.
-Ewentualnie może przyjść Michael? Jeśli będzie w dobrym nastroju?-zapytał ponownie. Wydawać się mogło, że Michael to pies a nie chłopak.
-Tak, oczywiście-skinęłam głową. Mam nadzieje, że Ashton i Michael nie będą "walczyć", bądź inaczej, Ashton zacznie prosić o uwagę Michaela gdzieś zboku. Nie sądzę, żeby to było takie ważne. Calum przyjdzie i on mógł dotrzymać Michaelowi towarzystwa.
-Ok, ostatnie pytanie-roześmiał się. Pewnie sądził, że denerwował mnie tymi pytaniami, ale lubiłam go.
-Zamieniam się w słuch.-powiedziałam. Dla żartu odsunęłam włosy z dala od moich uszu, aby udowodnić, że słucham.
-Czy chcesz zjeść meksykańskie jedzenie w drodze do domu ze szkoły?-powiedział uśmiechając się szeroko.
-Czy to jest randka?-uśmiechnęłam się
-......Tak-Ash zachichotał, zachichotał.
-Więc tak, chciałabym zjeść z tobą meksykańskie jedzenie.-śmiałam się bardziej z tego, że Ash zachichotał, niż z czegoś innego.
-To znaczy teoretycznie jest to randka-powiedział, pochylając się bliżej.
-Musisz się zatrzymać-powiedziałam obojętnie. Robiłam wszystko, co mogłam by powstrzymać się od śmiechu.
-Hipotetycznie czy...?-zapytał. Odepchnęłam go z dala ode mnie, w końcu wybuchając śmiechem.
-Tak, ponieważ jest to oficjalna randka to będzie lepiej niż poprzednia?-zapytałam
-To nie była randka-pokręcił głową.
-Tak by było, gdybyś mnie nie pocałował. Powiedziałam tak!-stwierdziłam
-Nie pocałuję cię-powiedział.
-Myślę, że tak-roześmiałam się.
-Oh, naprawdę? Czujesz coś po tym ?-zapytał. Nagle pochylił się i musnął moje usta. Odsunął się mniej niż sekundę później, ponownie czekając na moją reakcje.
-To było za krótko-żachnęłam.
-Odpowiadając na twoje pytanie- kontynuował, ignorując mnie-Nie wiem, czy dziś wieczorem będzie znacznie inaczej. Naprawdę nic nie może pokonać hamburgerów i rozmowy o muzyce.
-Możesz kupić mi kwiaty-zasugerowałam w żarcie.
-I może kupić ci kwiaty!-wyrzucił ręce w powietrze, jakby był zaskoczony, że nie pomyślał o tym wcześniej.
-A więc wszystko jest ustalone. Lubie tulipany.-powiedziałam nazwę pierwszego kwiatu, który przyszedł mi do głowy.
-Tulipany? Poważnie? Nie róże?-wykrzyknął.
-Coś nie tak z tulipanami?-zapytałam, udając, że mnie zabolało, że nabija się z mojego wyboru.
-Dobrze, dobrze. Tulipany są w porządku. Idę do kwiaciarni, kupić ci kwiaty.-roześmiał się. Zanim zdążył dodać coś jeszcze zadzwonił dzwonek, sygnalizujący koniec przerwy na lunch. Wstaliśmy, zawiesiliśmy swoje torby na ramionach.
-Na serio jest to randka-uśmiechnął się
-Wiem-skinęłam głową.
-Przyjdź do mnie na zewnątrz zaraz po szkole. Nie spóźnij się, Murphy.-zachichotał przed odejściem, zostawiając motyle powstałe w moim brzuchu.


~~~~~~~~~~
Witam!!
Nowy rozdział jak widać jest. Następny będzie dość późno, bo w czwartek około 22. Mogę się spóźnić, gdyż mam wyjazd.
Co do rozdziału, spodziewał się ktoś, że Ashton zaprosi Dani na oficjalną randkę??
Co wy na to, żeby ujawniać wam po każdej notce, to co będzie w następnych rozdziale?? Może zacznę już dzisiaj?? Jak wam się nie spodoba to napiszcie ;)

 -Dlaczego to robisz?-zapytał
-Co?-zapytałam, nie rozumiejąc.
-W szkole ludzie widzą cię jako głupią, popularną, bogatą dziewczynę, która dostaje wszystko, co chce. Ale wtedy pojawiam się ja i jesteś inna. Możesz taka zostać, Murphy, bo to mi się podoba. Ale dlaczego nie jesteś taka cały czas?-wyjaśnił

Pozdrawiam xx

środa, 14 maja 2014

Rozdział 12

-Michael, masz zamiar zjeść coś dzisiaj?-Ash zawołał z kuchni. Zaprosił mnie do siebie, ponieważ podobno Michael chciał mnie widzieć. Nie wiedziałam czy to prawda, czy nie, bo Mikey nie wykazywał żadnego zainteresowania względem mnie. Praktycznie skorzystał z okazji, aby przyjść tu.
-Czy chcesz, żebym ci zrobił kanapkę?-krzyknął. Robił wszystko, aby Michael zareagował w jakiś sposób na niego. Mikey odwrócił się do mnie i przewrócił oczami, po czym wrócił do gry wideo.
-Nie sądzę, żeby  był głodny- zwróciłam się do Ashtona
-Michael-Ash westchnął, otwierając i zamykając niektóre szafki w kuchni-Musisz coś zjeść. Nie możesz brać wszystkich leków na czczo.
-Usta Michaela ułożyły się w mały uśmieszek, jak nasze oczy powędrowały do kilku buteleczek z pigułkami, leżących na stole. Ash powiedział mi, że Mikey musiał zażycz każdą z tych buteleczek po dwa razy dziennie, aby trzymać wszystko w ryzach. Szczerze mówiąc, czułam się dziwnie przez Michaela, bo Ash ciągle go męczył o te rzeczy. Ale wiedział, że próbuje mu to wcisnąć, dla jego własnego dobra. Ashton ponownie wszedł do pokoju, o dziwo z pustymi rękoma.
-Zrobisz sobie sam, nigdzie nie ma twoich smakołyków, żeby ci je dać.-pokręcił głową na Michaela i usiadł między nami. Mikey wzruszył ramionami, nie odwracając wzroku od gry wideo.
-Tak się dzieje codziennie-Ash szepnął, pochylając się w moją stronę. Chciałaby myśleć, że po naszej "randce" Ash zacznie działać, ale on dalej chce przyjaźni ze mną. Myślałam, że byłoby inaczej, gdybyśmy wzięli pod uwagę, gdybyśmy wiedzieli, że czujemy coś do siebie. Jednak on nie zrobił nic więcej, niż trzymanie się za ręce kilka razy, podczas czekania na autobus. Pomyślałam, że nie mogę go winić za to, najprawdopodobniej nie był gotowy na ujawnienie się.
-Czy on cokolwiek je?-zapytałam, pamiętając, że nie jadł za dużo, kiedy wybraliśmy się na obiad kilka tygodni temu.
-Raczej nie-szepnął-Ja tylko chcę mu pomóc, wiesz?-skinęłam głową.
-Michael chodź. Proszę zjedz coś. Jeśli chcesz możemy udać się do tego parku, do którego chodziłeś cły czas-zaproponował Ash, dalej próbując namówić przyjaciela na posiłek. Michael zadrwił i wyjął telefon z kieszeni pisząc coś na nim, zanim go odłożył. Telefon Ashtona dał znać o nowej wiadomości. Podniósłgo ze stolika i przeczytał wiadomość. Jego oczy rosły z każdym przeczytanym słowem od Mikey'a.  Wstał i rzucił telefonem o ziemie, stając przed przyjacielem.
-Możesz ze mną porozmawiać? Proszę? Naprawdę mi jest przykro Michael, naprawdę. Ile razy mam ci to mówić? Proszę, powiedz coś do mnie-Ash błagał. Michael spojrzał się na niego i pokręcił głową, a jego usta ułożyły się w prostą linię.
-Michael-jęknął-Proszę. Proszę, ty nie możesz mnie zostawić po tym wszystkim, tylko ciebie mam. Nie możesz mnie ignorować do końca życia. Powiedz coś do mnie, proszę.
Nie wiedziałam, jak długo tak jest między nimi, ale teraz naprawdę czułam się źle, Ashton zapewne też. Michael jest wszystkim co mu pozostało, a teraz jest przez niego ignorowany. Ashtona na pewno to bolało. Michael naprawdę jest tego wart, że o niego walczy.
-Michael, musisz coś do mnie powiedzieć, proszę powiedz coś. Nie możesz trzymać tej wściekłości na mnie w sobie na zawsze.-błagał po raz ostatni. Michael wciąż nic nie powiedział. On tylko spoglądał  przez Ashtona na swoją grę wideo. Twarz Asha wykrzywiła się w wyrazie smutku i zmieszania, gdy Mikey go zignorował.
-Potrzebuje papierosa-mruknął Ash. Chwytając swoją paczkę papierosów i zapalniczkę ze stołu skierował się do tylnych drzwi.
Siedziałam w milczeniu z Michaelem przez kilka minut, dając Ashtonowi odetchnąć trochę. Nie próbowałam nawiązać konwersacji z Michaelem, bo szczerze mówiąc, byłam zła na niego. Ash próbuje, żeby wszystko było w porządku między nimi, a Michael zbywał go zamykając się w sobie.Nie mogłam już tego znieść.
-Idę sprawdzić co z nim-powiedziałam wstając.
Michael skinął głową, nie dbając o to, że mogę go zostawić i tak. Wyraźnie chciał zostać sam. Jeśli on nie zamierza przyjąć pomocy od nikogo, niż go mieć to nie zaproponuje jej mu. Wyszłam tylnymi drzwiami i prawie uderzyłam Ashtona, który siedział na przeciwko drzwi. Jego głowa uniosła się do góry gdy wyszłam i odwrócił się. Nie było w jego wyrazie twarzy nadzieii. Ale nie rozproszył mojej uwagi od spadających łez z jego policzków.
-Mich... Cześć Murphy-Ash pociągnął nosem.
-Przykro mi. To tylko ja.
-Wystarczy, że wejdziesz do środka. -westchnął, kładąc głowę w dłonie.Zignorowałam go i usiadłam obok niego, pozwalając sobie ułożyć swoją głowę na jego ramieniu. Zesztywniał na moją nagłą obecność, nie pozwalając mi oprzeć się na nim w ten sposób.
-Płaczę, Murphy. Nie chcę, żebyś tu siedziała i słuchała tego.-potrząsnął głową, próbując jeszcze raz, żebym go zostawiła
-Już dobrze-szepnęłam
-To był tylko wypadek, nie chciałem tego. Dlatego one są nazwane wypadkami.-zakaszlał. Rzucił papierosa na ziemie przed nim i obserwował jak się pali.
-Powiedz mi, co się stało.- nie popychałam go dalej. Wiedziałam, że to czego teraz potrzebował to wygadanie się. A wszystko co mógł teraz zrobić to wygadać się komuś, co zdarzyło się.
-Było późno i byliśmy pijani. Kłóciliśmy się, ponieważ Kenzie spóźniał się okres i planowała aborcję a ja chciałem zatrzymać to dziecko. Zacząłem krzyczeć na nią i skręciłem, uderzając w inny samochód. -wyjaśnił, mówił szeptem.-Miała złamane trzy żebra i kilka szwów, zmarła. Jaka to jest sprawiedliwość? Wyszedłem z kilkoma siniakami, ranami a Kenzie nie wyszła w ogóle.
-Czy ona naprawdę była w ciąży?-zapytałam cicho. Wiedziałam, że Luke wspominał coś o tym wcześniej i tylko się zastanawiałam skąd wiedział. Po cichu modliłam się, żeby nie była, bo czuję się okropnie, że jednak była. Ashton skinął głową
-To nie twoja wina.-szepnęłam.
-Zabiłem moją dziewczyne, Murphy. Zabiłem jedną z niewielu osób, jakie kiedykolwiek kochałem. Gdybym tylko mógł cofnąć...-jego głos się załamał i zaczął szlochać jeszcze bardziej niż dotychczas.
Odwrócił się w moją stronę, a ja otoczyłam go ramionami, podczas gdy on płakał.  Płakał przez długi czas, ale mi to nie przeszkadzało. Nie byłam pewna, jak często pokazuje emocję, więc to była dobra rzecz. On tylko potrzebuje się wypłakać, a ja cieszę się, że tu jestem dla niego.
-Od tamtej nocy nie jeździłem samochodem, a Michael nie może spojrzeć na samochód, bo wariuje. Nienawidzi mnie, była jego jedyną rodziną....a ja ją zabiłem-usiadł, ocierając oczy wierzchem dłoni.
-Ale jak powiedziałeś, to był wypadek.-zapewniłam go.
-Nie powinienem jechać, byłem pijany. Powinniśmy zostać w domu-powiedział, a następnie powtórzył jedno zdanie jeszcze raz-Powinniśmy zostać w domu.
-W porządku Ashton-powiedziałam. Dziwnie nie mówić do niego po nazwisku.-Nie chciałeś tego, to nie było specjalnie.
-Kochałem ją tak bardzo, że nigdy nie pomyślałbym o zranieniu jej, a teraz ona nie żyje. To jest moja wina-powiedział, wycierając się pod nosem.
-Wiem, że ją kochałeś i że to był wypadek. W porządku. Te rzeczy nie dzieją się bez powodu-zapewniłam go jeszcze raz.
-Szkoda, że to ona a nie ja-wyszeptał.
-Nie, nie mów tak-jęknęłam
-Wtedy Michael by mnie nie nienawidził. On nie byłby tak przygnębiony, nie brałby tylu leków. Nienawidzę go w tym stanie, nienawidzę go widząc jego ból.-pokręcił głową. Patrzył na kolana, jakby był przerażony, żeby spojrzeć mi w oczy.
-Michael wyjdzie z tego.Dbasz o niego-skinęłam głową.
-On myśli, że staram się zastąpić ją tobą, a ja nie próbuje, przysięgam, nie próbuje. Jestem osamotniony, trudno mi zwrócić uwagę moich rodziców, a teraz mój przyjaciel ignoruje mnie. Nie mam nikogo innego. Nie mogę iść przez życie cały czas ignorowany. -kontynuował-Ja tylko potrzebuje kogoś.
-Nie będę próbowała zastąpić Kenzie-pokręciłam głową-Przyrzekam- Nie miałam takiego zamiaru, chciałabym być przyjacielem Ashtona. Potrzebował teraz przyjaciela, nie dziewczyny.
-Przykro mi, Murphy, nie płaczę zbyt często. Czasami to ... konieczność-przeprosił.
-W porządku-skinęłam głową, pocierając jego plecy. Pochylił się w moją stronę i pocałował szybko w policzek, ale odsunął się zanim zdążyłam zareagować.
-Ok-westchnął, przecierając oczy-Nie będę więcej płakać.
Wstał i wytrzepał spodnie z brudu. Wyciągnął rękę w moją stronę abym ją chwyciła i z jego pomocą wstała. Potknęłam się, ale Ashton chwycił mnie za ramię, aby mnie uspokoić, śmiejąc się cicho, gdy to zrobił.
Kiedy wróciliśmy do środka Michaela nie było już na kanapie i mogę śmiało powiedzieć, że Ash zaniepokoił się pustym salonem. Wszystko było tak jak zostawiliśmy, oprócz Michaela.
-Michael?-zawołał rozglądając się po pokoju. Ash puścił moją rękę i ruszył do kuchni, mając nadzieje, że on tam będzie. I faktycznie był tam. Siedział przy stole, jedząc kanapkę, którą najwyraźniej wykonał dla siebie, podczas gdy my byliśmy na zewnątrz. Michael zauważył nas i skinął głową. Wyjął telefon i szybko napisał coś na nim, a potem czekał aż telefon Ashtona da znać. Ash wyjąt telefon z kieszeni i trzymał go tak, żebyśmy mogli razem zobaczyć wiadomość: PRZEPRASZAM. 

~~~~~~~~~
Witam!!
Kolejny rozdział już za nami. Niestety będę musiała dodawać posty rzadziej, gdyż autorka zawiesiła bloga na czas nieokreślony. Jak na razie ma 26 rozdziałów, więc tutaj posty będą pojawiać się 2/3 razy w tygodniu.
Pozdrawiam xx

poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 11

Opatuliłam ciaśniej kurtkę wokół ciała. Wiał mocny wiatr, pogoda strasznie się zepsuła. Będzie to trwało dość długo. Nie będę mogła nosić markowych sukienek oraz  wymyślać co nowych kombinacji strojów. Westchnęłam i spojrzałam na Ashtona, który oczywiście nie dostosował się do nowej zimnej pory.
-Zimno, Murphy?-mruknął do mnie, widząc, że próbuje utrzymać ciepło w mojej kurtce.
-Tylko trochę-wzruszyłam ramionami w odpowiedzi. Ash poprawił czapkę i uśmiechnął się.
-Nie jesteś przystosowana do czekania na autobus. co? Właściwie to czekać podczas zimy.-zaśmiał się.
-Mam nadzieje, że do czasu, dopóki nie nadejdzie zima, mamie wróci rozum i odda mi kluczyki z powrotem.-powiedziałam, moje zęby zaczęły powoli szczekać z tego zimna.
-Wątpię w to-uśmiechnął się podnosząc papierosa, który zdawał się być przyklejony do jego palców, na powrót do  ust.
-Gdy odzyskam swój samochód, nie dam ci się nim przejechać do szkoły-wytknęłam mu język,drażniąc go.
-To jest w porządku względem mnie. Dlaczego chcesz jeździć samochodem ze mną każdego ranka? Poza tym, ja lubie jeździć autobusem-przewrócił oczami.
-A dlaczego?-zapytałam
-Bo są duże. Jeśli zdarzy się wypadek mam wyjście awaryjne.-wyjaśnił. Patrzył w ziemie, jakby wstydził się tego pomysłu.
-A co jeśli przewróci się?-powiedziałam po chwili.
-Będę wspinać się do okna. Zawsze jest jakaś opcja, Murphy.-odpowiedział. Najwyraźniej wiele myślał  na ten temat, więc wypadałoby się nie spierać dalej. Wyjęła telefon z kieszeni kurtki i odblokowałam, dając znać w ten sposób Ashtonowi, że nasza rozmowa się skończyła.
-Murphy?-przerwał milczenie między nami.
-Czy kiedyś zaczniesz zwracać się do mnie po imieniu, Irwin?-zapytałam, patrząc z nad mojego telefonu. Skoncentrowałam się na grze Flappy Bird. Chciałam spróbować pobić wynik Michaela. Jakbyśmy się kiedykolwiek spotkali, to żebyśmy mieli o czym rozmawiać.
-Danielle-uśmiechnął się
-Dani-poprawiłam go.
-W każdym razie, Murphy, dziś jest piątek-kontynuował
-Jesteś bardzo  spostrzegawczy, dzięki za poinformowanie mnie-powiedziałam sarkastycznie, przewracając oczami i powróciłam do gry.
-Przestań być taka sarkastyczna w stosunku do takich małych gówien- Ash jęknął -Czy masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
-Irwin, starasz się mnie zapytać?-westchnęłam
-Nie, ja tylko chcę wiedzieć czy poszłabyś ze mną coś zjeść. Tylko jako przyjaciele, oczywiście.-wzruszył ramionami. Przeniósł nerwowo ciężar ciała z jednej na drugą nogę, przekładając papierosa z jednej strony na drugą.
-Tylko jak przyjaciele?-spytałam unosząc brew. Chciałabym,żeby to było więcej niżeli przyjacielska kolacja. Coś czułam, że nie był gotowy posunąć się dalej, choć mogłoby się wydawać, że może chce więcej, tak jak ja.
-Tak, jak przyjaciele.Mam chęć na hamburgera-uśmiechnął się, skupiając całą swoją uwagę na papierosie.
-Cóż, masz szczęście, bo ja też.

~~~~

Nie mogę uwierzyć, że nigdy wcześniej tu nie byłam!-Ash przewrócił oczami. Przyprowadził mnie do Burger Joint na końcu miasta. Zaskoczyłam go tym, że nawet nie słyszałam o taki miejscu. Nie zaskoczyło mnie to, że zostałam zaproszona do restauracji fas food, ja nigdy nie siedziałam w takich miejscach.
-Tak naprawdę nie jem nic zbyt często na mieście-wzruszyłam ramionami.
-Ale to miejsce jest naprawdę dobre!-powiedział, wystukując rytm do piosenki, która właśnie leciała w radiu.
-Jest zwyczajne-uśmiechnęłam się, zajadając burgera.
-Jesteś szalona, Murphy.-pokręcił głową.
-Zamknij się. Przecież powiedziałam, że jest zwyczajne.-tym razem to ja przewróciłam oczami.
-Zwyczajne nie jest wystarczająco dobre-uśmiechnął się. Skończył swojego burgera i odsunął tace, odchylając się na krześle.
-Bardzo mi smakuje meksykańskie jedzenie, więc następnym razem możesz mnie zabrać do meksykańskiej knajpy.-westchnęłam. Nie chciałam go zachęcać, ale miałam nadzieje, że po dzisiejszym wieczorze może rozważy ponowne wyjście. Powiedział, że to nie była randka, ale sądzę, że oboje wiemy, iż właśnie była.
-Oh, więc teraz będzie następny raz?-zadrwił
-Tak-skinęłam głową.
-Jesteś uporczywa- roześmiał się
-Więc to tak?-zapytałam.
-Jak?-uniósł brew.Pochylił się do przodu, opierając łokcie na stole.
-Idziesz ponownie do mnie się zapytać?-uśmiechnęłam się, starając powstrzymać śmiech.
-To nie jest randka-westchnął.
-Tak, jest.
-Nie, nie jest
-Tak
-Nie
-Tak!
-Więc, teoretycznie rzecz biorąc, gdybym zaprosił cię na randkę, zgodziłabyś się?-zapytał
-Zgodziłabym się, albo i nie-powiedziałam kończąc własnego burgera.
-To nie była randka!-roześmiał się
-W porządku, w porządku. Hipotetycznie rzecz biorąc, zgodziłabym się.-westchnęłam. Ash skinął głową, po czy szybko zmienił temat.
-Murphy, Murphy słuchaj! Grają The Killers!-powiedział podekscytowany. Sięgnął przez stół i chwycił moje ręce, trzymając je równo. Przez chwile milczałam, próbując usłyszeć muzykę, ale ludzie za głośno rozmawiali.
-Oh, myślę, że to oni-wzruszyłam ramionami.
-Miałem na myśli "Somebody Told Me". Każdy zna tylko tę piosenkę. Chciałbym, żeby grali inne z z ich  piosenek w radiu.- bąknął.
-Jest wiele lepszych piosenek od niej-zgodziłam się
-Prawda? Zawsze jak pytam się ludzi, czy słyszeli ten zespół, to odpowiadają, że znają tylko tę piosenkę.-jęknął.
-Albo, że nigdy nie słyszeli o nich.-powiedziałam
-Albo, że nigdy nie słyszeli o nich-powtórzył- Jestem strasznie zadowolony, że ktoś rozmawia o muzyce,którą lubię
-Nigdy nie rozmawiałeś z nikim przede mną?-zapytałam
-Nie bardzo. Michael nie lubi tego samego rodzaju muzyki jak ja i Kenzie, on nienawidzi The Killers-powiedział, powoli zabierał ręce z dala od moich, jakby zapomniał, że tam były.
-Ona naprawdę ich lubiła?-roześmiałam się
-Tak. Zaskoczyłem ją raz, zabierając na ich  koncert, a ona starała się ignorować mnie przez tydzień.-wyjaśnił, śmiejąc się jeszcze głośniej niż ja.
-To szaleństwo-skinęłam głową. Siedzieliśmy w zupełnej ciszy przez chwilę, przyglądając się sobie. Dostrzegałam coraz więcej szczegółów twarzy Ashtona i wiedziałam, że on robi to samo względem mnie. Śledził moją twarz uważnie, jakby czuł potrzebe zapamiętania jej. W końcu przerwał milczenie, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, wybuchając śmiechem.
-Czy mógłbym prosić o rachunek?-zapytał, zatrzymując kelnerkę, która przechodziła koło naszego stolika. Wróciła kilka minut później i podała go Ashtonowi, który zaczął grzebać po kieszeniach w celu znalezienia pieniędzy.
-Możemy podzielić się po połowie-odezwałam się nagle.
-Nie, to nie będzie w porządku-pokręcił głową, odrzucając moją propozycję.
-Pozwól mi zapłacić połowę.-spróbowałam jeszcze raz.
-Nie, Murphy.-powiedział, wyjmując dwa banknoty dwudziesto- dolarowe i położył je na stół.
-Mogę zapłacić za siebie-jęknęłam
-Wiem, że możesz, ale czy naprawdę chcesz?-zapytał się, a kiedy nie usłyszał odpowiedzi kontynuował- To jest moja powinność.

~~~~

-The Beatles-powiedział-Jaka jest twoja ulubiona piosenka The Beatles?
-Yesterday-odpowiedziałam. Znałam wiele piosenek Beatles'ów, mój tata słuchał je cały czas, jak byłam mała. Nie potrzebowałam, żeby Ash zapoznał mnie z nimi, bo wiedziałam całkiem sporo.
- Jestem pod wrażeniem. Myślałem, że powiesz "Hey Jude". Wszyscy tak odpowiadają.-zachichotał.
-Jaka jest twoja ulubiona piosenka?-zapytałam. Zatrzymaliśmy się, gdyż byliśmy już pod moim domem. Ashton westchnął, patrząc na mnie
-Something.
-Fajnie-skinęłam głową
-Tak więc, teoretycznie rzecz biorąc...-urwał, patrząc na nogi. Zaskakujące było to, że nie palił, choć byłam pewna, że zamierza wziąć drugiego papierosa, gdy wyszliśmy z restauracji.
-Oh, więc wracamy do teoretyki. I do spuszczania oczu.
-Jeśli dzisiejszy wypad to była randka-chociaż nie była- to mówisz, że spędziłaś dobrze czas?-Ashton wypalił.
-Hipotetycznie tak. To była dobra randka.-roześmiałam się.
-To nie była randka!-krzyknął przez śmiech.
-Dobrze, Irwin. Hipotetycznie rzecz biorąc, gdybym poprosiła, żebyś przyszedł do moich rodziców na bankiet, który odbywa się jeszcze w tym miesiącu, będę mogła myśleć że przyjdziesz?-zapytałam, zanim to przemyślałam. Nie powinnam czuć, że ta sprawa jest wielka, Luke i Brooke i Calum już przychodzą. Byłoby miło, gdyby przyszedł i być może dołączy do mojej grupy przyjaciół.
-Czy to jest czysto hipotetycznie czy rzeczywiście zapraszasz mnie na bankiet do twoich rodziców.-uniósł brew.
-To zależy. Chcesz przyjść?-zapytałam.
-Czy muszę założyć garnitur?-westchnął głęboko. Myślał, że musi założyć ładny strój.
-Przypuszczam, że tak. To jest ich kaprys.-Starałam się ukryć zaskoczenie, że on faktycznie rozważa przyjście.
-To jest naprawdę, czy wciąż hipotetyczne? Bo zaczynam się denerwować-roześmiał się
-To jest naprawdę. -skinęłam głową.
-Pomyśle o tym. -powiedział. Odwrócił się ode mnie powoli idąc ulicą.
-Oh, daj spokój. Będzie fajnie.
-Z bandą snobistycznych, bogatych dorosłych w jednym pokoju? Nie wiem, Murphy. -zatrzymał się dalej i zbliżył się o krok.
-Nie będziesz z nimi nawet rozmawiać. Możesz ten czas spędzić ze mną i moimi przyjaciółmi.-powiedziałam, choć nie byłam pewna jak każdy z nich zareaguje.
-Czerwona głowa i azjatyiczyk?-drążył.
-Plus chłopak czerwonej głowy.-wzruszyłam ramionami.
-Ah tak, on.-przewrócił oczami. Zaczęłam kwestionować relacje między Luke'iem a Ashtonem.
-Calum nie jest azjatom-westchnęłam
-Tak, powiedział mi.-powiedział. Jego usta uformowały się w uśmiech.
-Więc przyjdziesz?-zapytałam ponownie.
-Powiedziałem, że to przemyśle-powiedział- Lepiej idź już do domu, bo twoi rodzice będą źli na mnie, że cię przez całą noc trzymałem.
-Ok. Dzięki za randkę Irwin, spędziłam miło czas-powiedziałam, drażniąc Ashtona, kiedy był dalej.
-To nie była randka, Murphy!-krzyknął, wyrzucając ręce do góry.  Odwrócił się znowu i ruszył w moją stronę. Chwycił mnie za ramiona.
-Tak, to była randka.-szepnęłam.
-Jeśli to była randka bym pocałował cię przed odejściem, czyż nie?-warknął.
-No nie wiem, zawsze myślałam, że całowanie się na pierwszej randce jest trochę tandetne...-wzruszyłam ramionami, ręce Ashtona wciąż znajdowały się na moich ramionach. Zmarszczył brwi, patrząc na mnie z zaskoczeniem, próbując zebrać myśli.
-Więc nie lubisz całować się na pierwszej randce?
-To zależy od tego, jak dobrze było na randce z tobą-uśmiechnęłam się wpatrując się w niego. Coraz bliżej się pochylał, a ja wiedziałam, że tym razem zrobi to. Ashton przyciągnął mnie do siebie, ściskając mocniej moje ramiona, gdy w końcu przycisnął swoje usta do moich. Jego wargi były twarde w przeciwieństwie do moich. Całował szybko w przeciwieństwie do mnie. Nawet nie miałam zbyt wiele czasu na reakcje. Czułam się tak jakby ktoś wcisnął jakiś przycisk i nagle Ashton wraz ze mną byliśmy jedynymi ludźmi na ziemi. On przed oderwaniem się ode mnie puścił mnie. Podniosłam rękę i dotknęłam palcami ust. Tkwiłam w szoku, przez to co się wydarzyło.
-To była pierwsza cholerna randka, Murphy.


~~~~~~
Witam!!!
I oto mamy kolejny rozdział. No i nareszcie Dani i Ash byli na "randce" i się w końcu pocałowali ;). Mam nadzieję, że wam się podoba. Czekam na wasze komentarze ;)
Pozdrawiam xx

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 10

-Dani, gdzie byłaś w sobotę-zapytała Brooke. Odsunęła rękę Luke'a od jej kawałka pizzy,którą próbował jej podebrać, wzięła ten kawałek do ust, biorąc kęsa.
-W sobotę?-spytałam unosząc brew.
-Tak, wszyscy spędziliśmy ją razem-Brook oznajmiła odnosząc się do niej samej, Luke'a i Caluma- Staraliśmy się dodzwonić do ciebie, ale nie odbierałaś.
-Zapomniałam telefonu z domu.-wypaliłam. Przypomniałam sobie, że sobotę spędziłam z Ashtonem i ego przyjacielem Michaelem. To nie jest tak, że nie chce powiedzieć Brook o tym wszystkim, ale błam się jej reakcji, kiedy powiem jej, że ten dzień spędziłam z Ash'em a nie z nią.
-Oookej, ale gdzie byłaś?-Brook uśmiechnęła się słodko do mnie. Najwyraźniej nie zamierza zostawić mnie w spokoju. Równie dobrze mogę im już powiedzieć.
-Powiedziałaś nam w piątek, że chcesz mieć wolny weekend na odpoczynek. Udaliśmy się do centrum handlowego.-Luke zmarszczył brwi, jakby był rozczarowany, że nie może nic zrobić. Zupełnie zapomniałam o planach związanych z nimi. Ja nawet nie pamiętam co robiłam w ciągu dnia w sobotę, dopóki nie pojawił się w progu Ashton.
-Było strasznie! Robiliśmy trzy koła!-Calum żachnął.
-Przykro mi chłopaki. Całkowicie zapomniałam.- przeprosiłam, choć tak naprawdę nie myślałam o tym. Miałam więcej zabawy z Ashtonem, niż najprawdopodobniej z moimi prawdziwymi przyjaciółmi.
-Gdzie byłaś?-zapytała jeszcze raz Brooke.
-Spędziłam ją z Ashtonem-westchnęłam.
-Ashton? Ten z mojej klasy z wf?-zapytał Calum.
-Czy jest jeszcze inny Ashton?-zapytałam retorycznie. Calum niekiedy wydawał się nieco głupi. Czasami czułam, że gdybyśmy zostali sami to urwałabym mu głowę z tej jego głupoty.
-Jest jeszcze Freshman
-Ona nie chciała odpowiedzi na to pytanie, Cal.-Luke przerwał mu. Delikatnie poklepał Caluma po plecach, tak jakby zapewniając go, że nie jest taki głupi, jak wszyscy myśleli.
-Co to znaczy spędziłam ją z Ashtonem?-chytry uśmiech pojawił się na ustach Brooke. Ona wie za dużo o relacjach jakie łączą Ashtona i mnie.
-Po prostu ... spędziliśmy.-powiedziała cicho. Nie byłam gotowa do powiedzenia najdrobniejszych szczegółów. Nie byłoby to w porządku. Podobał mi się, że Ash podzielił się ze mną wieloma rzeczami, ale nie powiem o tym nikomu innemu. Opowiadając znajomym zrujnowałabym całą sprawę.
-Na randce?-Luke pochylił się do przodu. To był pierwszy raz, kiedy zainteresował się Ashtonem. On naprawdę wydawał się bardziej zainteresowany tym, niż zdenerwowany jak zawsze.
-Nie, to nie była randka. Jego przyjaciel też z nami był.- przeniosłam ramiona na klatkę piersiową i odchyliła się na krześle. Nagle odechciało mi się mówić o tym. Nie podobał mi się, że przyjaciele przesłuchiwali mnie z tego dnia z Ashtonem.
-On ma przyjaciela?- Brooke wydyszała.
-Uh, tak. On jest rok młodszy od nas. Brat nieżyjącej dziewczyny Ashtona.-powiedziałam bez ogródek. Nie było sensu ukrywać tego.
-Michael Clifford?-zapytał Calum
-Skąd ty to wiesz?-przewróciłam oczami. Położyłam głowę na dłoniach. W tym momencie byłam kompletnie załamana Calumem.
-Och, dobrze wiedziałem, że dziewczyna Ashtona była siostrą Michaela.-Calum wzruszył ramionami. -Powiedział mi kiedyś, jak byłem młodszy, gdy musieliśmy zrobić jakiś projekt naukowy.
-Ty, w dzień juniora?-Luke odwrócił się do Caluma
-Tak, Kayla Sanders-Calum odpowiedział z dumą.
-Ładna, widziałeś ją.-Luke odwrócił się do Brooke, która patrzała się na niego-Kocham Cię.
-Nieważne-Brooke przewróciła oczami i odsunęła się od Luke'a, dając mu w ten sposób znać, jak bardzo się myli.
-W każdym razie-powiedziałam, mając nadzieje, że Brooke i Luke nie zamierzają kłócić się na stołówce.
-Michael Cliford nie mówi-Calum odezwał się po chwili.
-Wiem, Calum-westchnęłam- On jest zły na Ashtona, bo Michaela siostra przez niego umarła
-Poczekaj, to nie ta, z którą Ashton...-Calum znów zaczął coś mówić ale Luke go powstrzymał.
-Calum!-krzyknął uderzając go szybko w głowę.
-Och! Prawda-Calum popatrzał między mną a Luke'iem.
-Dlaczego tak bardzo ci zależy, co?-Luke zapytał mnie.
-Troska, a co?
-O Ashtona- Calum odpowiedział do Luke. Czasami zastanawiam się, czy chłopcy rzeczywiście chodzą ze sobą zamiast Brooke i Luke'a. Wydawało się, że znają się bardzo dobrze.
-Dani zadurzyła się w Ashtonie.-Brooke powiedziała, przy czym odrzuciła kosmyk jej włosów z oczu.
-Nie!-krzyknęłam, czując jak moje policzki zaczynają robić się czerwone.
-Och, proszę cię. Macie dla siebie pseudonimy-Brooke roześmiała się.- On nazywa ją Murphy a ona go Irwin. To wszystko jest bardzo fajne!
-Słodkie.-Luke mruknął, patrząc na swoje kolana.
-On mnie nie lubi-zaprotestowałam. Brooke wzruszyła ramionami
-Nie byłabym tego taka pewna.

~~~~

-Co robisz?-zapytałam, gdy zauważyłam Ashtona idącego koło mnie. Zawsze gdy wysiadaliśmy z autobusu po szkole on szedł w zupełnie przeciwnym kierunku. Nie wiedziałam gdzie chodził, ale nigdy nie chciałam go przesłuchiwać.
-Spacer-odpowiedział. Zwilżył usta i włożył pomiędzy nie papierosa i zaciągnął się.
-Ty nigdy tędy nie chodzisz, to wszystko-mruknęła pod nosem, patrząc na nogi ja szliśmy.
-Co, nie mogę iść do domu?-dalej drążył temat.
-Och, tak, idziesz do mnie do domu?-uśmiechnęłam się
-Nie rozumiesz, prawda, Murphy?-uniósł brew do góry. Strzepał popiół z papierosa, który spadł na ziemie.
-Rozmieć co?-zapytałam
-Nieważne-uśmiechnął się.
-Strasznie trudno od ciebie dowiedzieć się o czymkolwiek!-jęknęłam
-Robię to celowo.-roześmiał się. Złapał mnie za rękę i pociągnął bliżej siebie, ponieważ w chodniku była dziura. On wiedział, że potknęłabym się, gdyby czegoś nie zrobił, gdyż szłam nie zwracając na nic uwagi.
-Dlaczego- zapytałam
-To jest zabawne-wzruszył ramionami zaciągając się papierosem i patrząc przed siebie.
-To nie jest zabawne, bynajmniej dla mnie-przewróciłam oczami.
-Dlaczego to robisz, Murphy? Dlaczego tak cię strasznie interesuje?-powiedział nagle, zaskakując mnie.
-Jesteś inny-wzruszyłam ramionami
-Ah. Ty lubisz inność, prawda?-uniósł brew. Podmuch wiatru, który właśnie się zerwał, rozwiał Ashtonowi włosy we wszystkich kierunkach.
-To znaczy... tak myślę-spojrzałam na niego, gdy gorączkowo próbował ułożyć włosy powstrzymując śmiech.
-Więc myślisz, że jestem interesujący.-powiedział. Przez krótką chwilkę złapał mnie za rękę, aby nas zatrzymać, gdyż znajdowaliśmy się już pod moim domem. Puścił moją rękę zdecydowanie zbyt szybko, pozwalając jej powrócić na swoje poprzednie miejsce. Ashton stanął naprzeciwko mnie. Spuścił głowę, jakby obawiał się rozmowy ze mną.
-Tak sądzę-skinęłam głową
-Ja intryguje cię-pochylił się bliżej i schylił głowę, aby zrównać się ze mną. Przełknęłam ciężko, kiwając
-Chcesz mnie poznać jeszcze lepiej, niż teraz, prawda?-szepnął. Jego usta prawie dotykały moich i gdybym nie wiedziała lepiej, myślałabym, że chce mnie pocałować. Jego oddech pachniał miętą i tytoniem. Mieszanka miętowej pasty do zębów i papierosów, które zawsze pali. Gdy zaczęłam się pochylać w jego stronę, on odsunął się.
-Słyszałem, że mówiłaś dziś o mnie na lunch'u-roześmiał się.
-Skąd wiesz?-zapytałam, starając ukryć rumieńce poprzez ściąganie włosów na twarz.
-Jeden z twoich przyjaciół, który jest ze mną na wf. Nigdy nie pamiętam jego imienia...-Ash podrapał się po głowię, próbując przypomnieć sobie jego imię.
-Calum?-zasugerowałam
-Prawda, on jest z Azji.-skinął głową.
-On nie jest z Azji-uśmiechnęłam się łagodnie. Głównie z faktu, że każdy myślał, iż Calum był z Azji, kiedy tak nie było.
-Więc-przerwał. Samo zadowalający uśmiech wpłynął mu na twarz, zanim zaczął kontynuować.- Powiedział mi, że rozmawialiście o mnie.
-Co powiedział?-spytałam, mając nadzieje, że Calum nie zrobił czegoś głupiego i nie powiedział, że mam obsesje na jego punkcie.
-Wydaje się, że pałasz małą sympatią do mnie.-zachichotał. Zanotowałam w pamięci spoliczkowanie Caluma jutro.- Co jest śmieszne, bo myślał, że podkochuję się w tobie.
-Oh, on nie?-spytałam, starając się  grać najlepiej jak umiałam.
-Ale, to niemożliwe-roześmiał się. Podał mi papierosa i zaciągnęłam się nim.
-A dlaczego?-przełknęłam gulę.
-Bo jesteś Daniellle Murphy. A Danielle Murphy nie zakochuje się w kimś takim jak Ashton Irwin.- wziął papierosa ode mnie i zaciągnął się nim ostatni raz, zanim wyrzucił go i zdeptał go.
-Co to znaczy?-zapytałam. Ashton cofał się z dala ode mnie. Zdałam sobie sprawę, że ta rozmowa została zakończona
-Jesteś zabawna, Murphy. Naprawdę zabawna.
-...Co?-zapytałam się. Nie wiedziałam jak mam odpowiedzieć na to co on powiedział.
-Zobaczymy się jutro, Murphy.-westchnął i odwrócił się. Zanim całkowicie zniknął zawołał przez ramie: -07:15.

~~~~~~
Witam!
Jak widzicie zmienił się wygląd bloga. Dzięki GELI !! Za co najserdeczniej DZIĘKUJE !!
Co do rozdziałów, to macie podane kiedy będą dodawane ;)
A i zapraszam do zakładki "Informowani", gdzie możecie podać swojego tt / nr gg / e-maila itp. abym was powiadamiała o nowych rozdziałach. Gdyż te terminy mogą się zmienić ze względu na częste wyjazdu, które będą trwały do końca tego miesiąca.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ, TYM NAPRAWDĘ MOTYWUJESZ ;)


wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 9

Gdy przechodziłam po cichu koło kuchni, aby wyjść nie zauważona przez moich rodziców, moja mama zaczęła dzwonić do mnie. Jęknęłam głośno. Nie chciałam mieć nic do czynienia z żadnym z rodziców w tej chwili.
-Danielle, chodź tu!-wrzasnęła, machając do mnie z kuchni.
-Ona lubi jak się mówi do niej Dani, Samantha.-mój ojciec westchnął. W końcu zrozumiał, że mi się nie podoba imię Danielle.
-Cóż Charles, nazwałam ją Danielle, tak? Mogę mówić do niej co mi się podoba-moja mama spojrzała na ojca.
-Czego chcesz?-zapytałam. Nie mogę iść nigdzie, ale muszę być tutaj, ale wolałabym byś sama w pokoju, niżeli rozmawiać z rodzicami.
-Twój ojciec i ja jesteśmy współpracownikami w ciągu kilku najbliższych miesięcy, a moja firma będzie reklamą dla jego firmy.
-Po co ty mi to mówisz? Nie obchodzi mnie to.-przerwałam jej, przewracając oczami.
-Jeśli chcesz wiedzieć, to daj mi skończyć!-moja mama prychnęła.-Zamierzamy zaprosić wielu naszych znajomych na imprezę w przyszłym miesiącu. Chciałam poinformować cię, żebyś miała więcej czasu na zaproszenie swoich znajomych.
-Chcesz moich przyjaciół sprowadzić do twoich znajomych z pracy?-wyśmiałam ten pomysł. Kiedy byłam młodsza, nie mogłam bawet zaprosić żadnego  moich przyjaciół.
-Zdecydowaliśmy, że będzie to czas zabawy dla ciebie i wszystkich znajomych.-ojciec wzruszył ramionami.
-Zaproś Brooke i Luke'a i może jeszcze tego azjatyckiego chłopaka.-powiedziała, wyciągając telefon i patrząc na niego ponownie, zupełnie mnie ignorując.
-Jestem pewna, że nie jest z Azji-powiedziałam powoli. Widziała Caluma tylko raz i nie wiem, jak ona go zapamiętała. Zajmowało jej to co najmniej kilka razy zanim zapamiętała moich przyjaciół.
-Nie ważne. Zapytaj przyjaciół, kto będzie. Nie będziesz się bawiła tutaj, bo nie będzie młodych ludzi.- Już miałam coś odpowiedzieć, ale przerwał mi dzwonek do drzwi. Zerwałam się ze stołka i podeszłam szybko do drzwi, zanim którykolwiek z rodziców powróci do rozmowy.Otworzyłam drzwi, za którymi stał Ashton z wielkim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Jak tylko mnie zobaczył przestał się uśmiechać i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
-Och, to tylko ty.-jęknął. Zaczął szperać po kieszeniach, w poszukiwaniu papierosów i zapalniczki.
-Kogo się spodziewałeś?-zapytałam
-Wiesz, myślałem że nie chcesz, aby twoi rodzice widzieli mnie palącego i spoglądającego na ten świat z nienawiścią.-zaśmiał się lekko.
-Dani, kto przyszedł?-mój ojciec stanął za mną.Ashton widząc go zaprzestał przeszukiwania kieszeni. Spojrzał na mojego ojca i wyciągnął rękę, aby się z nim przywitać.
- On po prostu...-zaczęłam mówić, ale Ash mi przerwał.
-Witam, panie Murphy. Jestem znajomym pańskiej córki. Jeżdżę z nią autobusem.-powiedział szybko.
-Prawda.-mój tata pokiwał głową, puszczając rękę Ashtona.
-Czy nie będzie miał pan nic przeciwko, jeżeli Mur...znaczy Dani, zje ze mną obiad? zapytał się. Mój ojciec znów skinął głową, nic więcej nie mówiąc do Ashtona, gdy odchodził od nas. Sądzę, że wiedział, iż to wszystko było dziwne, normalnie to się nie zdarza. Miałam chłopaków przychodzących po mnie wcześniej, ale nikt nie chciał spotkać mojego ojca.
-Chodźmy-chwycił mnie za rękę i wyciągnął na zewnątrz. Zamknęłam drzwi.
-Co to było do cholery?-zapytałam, gdy podeszłam już do niego, jak był w połowie drogi do chodnika.
-To ja, gdy zapraszam cię na obiad.-spojrzał na mnie, biorąc papierosa i zapalając go.
-Nie musiałeś przychodzić do moich drzwi.-roześmiałam się.
-Zgadza się. Myślałem o rzuceniu kamienia w okno i wskoczeniu w moje ramiona, ale postanowiłem, że będę romantyczny.-zadrwił kopiąc kamień na drugą stronę ulicy.
-Gdzie idziemy?-zapytałam. Szliśmy w dół mojej ulicy , w której był ślepy zaułek. Nie można było wyjść stąd.
-Musimy zatrzymać się w moim pierwszym domu. A właściwie musimy zatrzymać się w kilku miejscach.-powiedział przyśpieszając. -Musimy zabrać mojego um przyjaciela, skądś.
-Nazywasz go tak celowo, prawda? Musisz mówić "um" za każdym razem, zanim powiesz przyjaciel?-nie mogłam powstrzymać śmiechu, przez głupie pytanie jakie zadałam.
- Co? Jeśli przestaniesz mówić "um przyjaciel" to może przestane-Roześmiał się, oczywiście znalazł śmieszniejszy ode mnie.
-Zamknij się-mruknęłam. Wreszcie dotarliśmy do małego domku na końcu bloku, który założyłam, że należał do Ashtona. Nie mogłam nie zauważyć bezbłędnie zaparkowanego samochodu przed domem.
-Jeśli masz samochód, to czemu nie możesz jeździć nim do szkoły?-zapytałam, choć byłam niepewna, gdyż podsunęłam Ashtonowi pomysł. Tak naprawdę nie chcę, aby zaczął jeździć niem do szkoły. Chciałam aby dalej jeździł autobusem ze mną.
-Nie chcę już nim jeździć. To jest stary samochód ojca, więc czasami go używa, gdy nie chce mu się jeździć drugim. Nie wiem.- wzruszył ramionami i kiwnął głową. Potem w ciszy zaprowadził mnie do domu. Nie mam zbyt wiele do powiedzenia na temat domu Ashtona, zważywszy na fakt, iż był nie posprzątany. Powinnam się tego spodziewać, wiedząc, że mieszka tu dwóch nastolatków i inny dorosły facet. A może ja porównywałam go do mojego bardzo czystego domu. Stale przychodziły sprzątaczki, przez co wszystko wydawało się bez skazy.
-Radzę ci wstać!-krzyknął i ruszył korytarzem, zostawiając mnie stojącą we frontowych drzwiach. Wrócił po chwili i łapiąc mnie za rękę pociągnął  za sobą. Weszliśmy do pokoju na końcu korytarza, w którym było zupełnie ciemno, mimo, że na zewnątrz było jasno. Stałam, opierając się o framugę drzwi. Ashton podszedł do łóżka i w coś trafił, najprawdopodobniej w jakąś osobę. Głośny jęk można było usłyszeć od strony łóżka. Osoba odwróciła się i popatrzała na niego.
-Musisz wstać z łóżka, bo się spóźnimy.- oznajmił.Osoba- Ashtona um przyjaciel, zgaduję-w końcu usiadł, odsłaniając się. Był bardzo blady. Miał ciemno fioletowe włosy. Nie miał na sobie koszuli. Modliłam się, żeby miał na sobie spodnie. Przetarł oczy dłońmi i wpatrywał się w Ashtona z dziwnym wyrazem twarzy, jakby nie bardzo rozumiał, dlaczego został obudzony.
-Wstawaj. Jeśli znowu się spóźnimy będę miał kłopoty. Ponownie-Ashton jęknął. Szedł tyłem do mnie, aż wpadł na mnie. Co się okazało śmiał się cicho pod nosem. Chłopak w łóżku spojrzał na Ashtona, a następnie odrzucił kołdrę od siebie, na szczęście miał na sobie spodnie, i wstał z łóżka.
-Mike, nie rób mi tego. Idź wziąć prysznic i ubierz się. Jeśli mnie nie zostawisz, to ci się nie uda.-Ash błagał. Chłopak, Mike? Popatrzał na mnie,a ja zrozumiałam, że Ashton nie przedstawił mnie w ogóle. Właściwie dziwna dziewczyna stała w sypialni chłopców. Mogę się założyć,że nikt nie był w stanie się pomylić.
-Ach, tak. To Murphy. Cóż, Dani-Ashton wyjaśnił- Ona jest jedyna. Mówiłem wam o innych dniach.
-Cześć- powiedziałam cicho posyłając mu uśmiech. Nie wydawał się pod wrażeniem. W ogóle on miał cały czas ten sam wyraz twarzy.
-Murphy, to Michael- kontynuował. W końcu powiedział jego imię, więc mogłam przestać się odnosić do niego "um przyjaciel". -A Michael przyjdzie później, jeśli nie dostanę to będzie spokój.- Michael popchnął Ashtona, żeby przejść i ruszył korytarzem do innego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
-On naprawdę jest zły na cały świat.- Ash śmiał się przez parę sekund a następnie umilknął.
-Dlaczego?- zapytałam wychodząc z pokoju. Udaliśmy się do kuchni, która była tak samo usyfiona jak reszta domu.
-To trochę długa historia. Powiem ci, gdy będziemy czekać na niego.
-Gdzie czekać?-zapytałam. Ashton podał mi jogurt i łyżeczkę przed zamknięciem lodówki. Nie chciałam jogurta , więc położyłam go na stole obok mnie, mając nadzieje, że Ashton nie zauważy, że nic nie zjem.
-Jego wizyta terapeutyczna-wzruszył ramionami, jakby to nie było nic wielkiego.
-Och-to było wszystko co mogłam powiedzieć.

~~

Godzinę później Ashton wraz ze mną siedzieliśmy w poczekalni u psychologa, podczas gdy Michael był w środku gabinetu wraz z jego terapeutą. Było faktycznie niezręcznie, biorąc pod uwagę, że nie miałam pojęcia, że będziemy szli wraz z Michaelem na jego sesje terapeutyczną.
-Mogłam was przywieść tutaj, jeśli dałbyś mi kluczyki. Nie trzeba było tutaj przychodzić na pieszo.- powiedziałam, przerywając milczenie między nami. Siedzieliśmy tutaj od 30 minut, a żaden z nas nic nie powiedział. Zazwyczaj miałam inne stosunki do chłopców. Było normalnie, zwykłe flirty, ale z Ashtonem było inaczej, jakby mój mózg tego nie ogarniał. Albo zbyt dużo myślę o tym, co mam powiedzieć, albo wręcz odwrotnie. Chciałam jedynie jego sympatii do końca, obojętnie czy to będzie szczęśliwe zakończenie czy nie.
-Michael nie wytrzyma w samochodzie.-pokręcił głową.
-Co jest, um, co mu jest? -spytałam. Miałam nadzieję, że nie obrażę go tym pytaniem.
-Więc-zastanowił się-W zasadzie jego rodzice byli idiotami, którzy sprzedawali narkotyki prosto z ich wspólnego domu i pili za dużo. To wszystko. Tak jak mówiłem,popieprzeni idioci. Jakoś trzy lata temu, zostawili Michaela i jego starszą siostrę w spokoju. Zawsze miał problemy z tego powodu. Podobnie jak ja ma złe wspomnienia i problemy z zaufaniem do ludzi. A kiedy zamieszkaliśmy razem wszystko potoczyło się trochę lepiej, ale Michael był zawsze trochę dziwny. Kiedyś byliśmy podobni,dużo, naprawdę. Kiedyś wyglądał jak mój starszy brat, do niedawna.
-Co się stało?- byłam całkowicie pochłonięta tą historią. Nigdy nie pomyślałabym, że Michael przeszedł tak dużo patrząc na niego.
-Kenzie, moja stara dziewczyna, to siostra Michaela, ona jest, uh, nigdy więcej. To trochę moja wina, a on za to mnie nienawidzi. Ale zostaje ze mną, bo nie ma gdzie pójść. On jest bardzo przygnębiony, a lekarze myślą, że będzie żyć w tej klinice, a ja go nie opuszczę. Poza tym mój tata jest wszystkim, co mi tu zostało-westchnął, spoglądając na swoje kolana. Ta zagadka ostatecznie została rozwiązana. Kenzie była dziewczyną Asha, która zmarła w lato, ale także była siostrą Mike'ya. Michael jest zły na Asha, bo jej śmierć była częściowo jego winą, więc on i wszyscy inni przestali się do niego odzywać. Czułam się okropnie wiedząc, że ci dwaj chłopcy przeżyli wiele tragedii w swoim życiu, a ja żyłam kilka domów dalej i nic nie wiedziałam o nich.
-Co się z nią stało?-zapytałam ostrożnie. Nie byłam pewna czy Ash zamierza powiedzieć mi prawdę, czy nie, ale miałam nadzieje, że powie. Chciałabym aby mi zaufał. I mimo, że się w nim podkochuję, zrezygnowałabym z tego, wiedząc, że potrzebuje przyjaciela bardziej niż cokolwiek innego. Podobnie jak Ash otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale drzwi gabinetu otworzyły się i wyszedł z nich Michael. Ash wstał i podszedł do lekarza stojącego w drzwiach, który podał mu opakowanie tabletek i zwrócił się do Michaela mówiąc bardzo szybko. Michael usiadł koło mnie i westchnął zgarbiając się na siedzeniu. Wyjął telefon i otworzył grę Flappy Bird i skupił się na niej bardziej niż kiedykolwiek.
-Jaki jest twój najwyższy wynik?-zapytałam, chociaż nie wiem, czy Michael mi odpowie. Podniósł słuchawkę i pokazał mi ekran, z którego wyczytałam jego wynik, który wynosił 245.
-To jest naprawdę imponujące-powiedziałam. On tylko chrząknął i wrócił do gry, prawdopodobnie zły, że przerwałam mu w pierwszej kolejce. Ash wrócił po kilku minutach z westchnieniem i włożoną we włosy ręką.
-Możemy już iść?-zapytał Ashton-potrzebuje papierosa.- Michael wstał od razu i wybiegł z poczekalni, nie zadając sobie trudu, by na nas zaczekać.
-On mnie nienawidzi-powiedział tępo. Szliśmy po Michaela w milczeniu przez kilka minut, zanim pomyślałam o jeszcze jednym pytaniu.
-Czy zawsze tak robisz? Dbasz o niego w ten sposób?-zapytałam
-Dość często. To znaczy mój tata jest jego opiekunem prawnym, a ja jestem jedynym, który troszczy się o niego.-powiedział zapalając nowego papierosa.
-Gdzie jest twój tata?-zapytałam. Nie widziałam ojca Ashtona, gdy byliśmy wcześniej w jego domu i prawie nigdy o nim nie wspominał.
-On pracuje na dwie, może trzy zmiany, aby nas utrzymać. Moja matka mieszka kilka miast dalej, ale nie jest w stanie pomóc, to jest do bani.-wzruszył ramionami. Michael w końcu zatrzymał się i zaczekał na nas. Ashton próbował poklepać go po plecach, ale on się wzdrygnął i odszedł. Ash spojrzał na mnie, jakby chciał powiedzieć a nie mówiłem, a następnie zwrócił się ponownie do Mikey'a.
-Gdzie chcesz iść na obiad?-zapytał Mikey'a, który spojrzał na niego w odpowiedzi. -W porządku, wybierzemy się gdzieś potem.- Michael zadrwił i odszedł dalej, zostawiając nas samych.
-Dzięki za przyjście dzisiaj. Prawdopodobnie bym był nieszczęśliwy, jeśli by cię tu nie było-zaśmiał się cicho.
-Wolę robić to, niż siedzieć samotnie w moim pokoju.-roześmiał się.
-Jesteś bardzo fajna, Murphy.-skinął głową i zaciągnął się papierosem.
-Nie jesteś taki zły, Irwin-uśmiechnęłam się.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam!
To chyba najdłuższy rozdział, jaki tłumaczyłam. Myślałam, że nie starczy mi miejsca i będę musiała podzielić ten rozdział na części. Ale się udało ;).
Niedługo zakładam bloga z tłumaczeniem, a kogo to już zależy od was. I powiem szczerze, że nawet nie patrze na wyniki ankiety, tylko czekam kiedy się skończy ;).
Pozdrawiam xx

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 8

-Więc, jak ci się podoba?
-Co takiego?-zapytałam, rzucając torbę między nogi. Ashton wyciągnął z nowej paczki papierosa i zapalił go, zanim jeszcze zrobił krok do przodu i umieścił go między wargami, co zauważyłam, że miał w zwyczaju robić.
-Czy lubisz piosenkę Jesus of Suburbia?
-Tak- skinęłam głową.- Była trochę za długa i nudna.
-Murphy, przy tej piosence nie da się nudzić, ona jest świetna.-zadrwił.
-To trwało zbyt długo! Spędziłam połowę wolnego czasu na słuchaniu tego!-śmiałam się, odrzucając moje blond włosy z ramienia.
-Słuchałaś The Killers?-ciągnął dalej. Podrapał się w szyję, kiedy wypuszczał dym.
-Oni są zaskakująco dobrzy,-skinął głową. Rzeczywiście spędziłam cały weekend słuchając muzyki, którą Ashton wybrał, a ja naprawdę byłam z tego zadowolona. Byłam żałosna, marnując swój czas słuchając tych wszystkich płyt, dla jakiegoś faceta, który wcale mi się nie podoba. Ale dla rozmowy z nim było warto. Zaskoczyło mnie to, że miałam beznadziejny gust muzyczny.
-Myślisz, że nie poleciłbym ci dobrej muzyki?-zapytał się obrażony.
-Szczerze mówiąc, myślałam, że to będzie metal-posłałam mu uśmiech.
-Jaka była twoja ulubiona piosenka?-zapytał, przy czym z jego ust zwisał papieros.
-Oh-westchnęłam-Nie byłabym w stanie wybrać.
-Najlepsze trzy.-powiedział.
-"Change my Mind", "Battle Born" i "Everything Will Be Alright".
-"All These Things That I've Done", "The Way It Was" i "Miss Atomic Bomb"-Ashton powiedział swoją trójkę.
-Podobała mi się też "Runaways".-dodaję jeszcze jedną piosenkę. Powiedział mi, żebym nie polubiła jego zespołu, ale nie posłuchałam go.
-Też dobra-skinął głową. -Czy lubisz "Smile Like You Mean It?
-Tak, choć nie jest moją ulubioną piosenką.-wzruszyłam ramionami.
-Słuchałaś Vampire Weekend?-znów zmienił temat, oblizując powoli wargi, czekając na moją odpowiedź
-Myśle, że "Step May Just" jest moją nową ulubioną piosenką.-odpowiedziałam. Lubiłam Vampire Weekend, ale nie tak bardzo jak The Killers.
-Ach, wolę "Hudson"-skinął głową.
-Ta piosenka była straszna! Przeraziła mnie.-wzdrygnęłam się, zarówno przez zimny wiatr jaki i na myśl o piosence.
-Dlatego ją bardzo lubię.-uśmiechnął się złośliwie.
-W ciągu ostatnich kilku miesięcy próbowałam, abyś się otworzył na mnie, a wszystko co musiałam zrobić, to zacząć mówić o muzyce?-zachichotałam
-Tak sądzę. Jestem tak jakby maniakiem muzyki.-spojrzał na chodnik. Jakby wstydził się swoim małym hobby.
-Taa, mówiłeś mi.-parsknęłam
-Dlaczego chcesz, żebym otworzył się na ciebie?- zapytał po chwili milczenia. Biorę papierosa w usta i zaciągam się, zanim mi odbierze mi go.
-Wydajesz się interesujący. Chciałabym zostać twoją przyjaciółką-wzruszyłam ramionami.
-Myślałem, że już powiedziałem, że nie będziemy przyjaciółmi.-powiedział, przewracając oczami.
-Ty powiedziałeś. Ale mnie to nie obchodzi. Chcę byśmy byli przyjaciółmi, a ja jestem przyzwyczajona do tego, co chcę.-skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej z uśmiechem zadowolenia z siebie, tak jak Ash był zadowolony wiele razy.
-To będzie bardzo wymuszona przyjaźń.-zaśmiał się cicho, ciągając się kolejny raz.
-To dobrze.-powiedziałam-To wciąż przyjaźń.
-Okey, dobrze. Myślę, że zostanie przyjaciółmi nie będzie aż tak straszne. Tak naprawdę mam tylko jednego przyjaciela, ale on się do mnie nie odzywa.-wzruszył ramionami.
-Twój, um, "przyjaciel"? Czy on czasami nie mieszka z tobą?- zapytałam, śmiejąc się cicho z ,mojego małego pseudonimu dla niego. Dopóki nie spotkam tego "um przyjaciela" będę dalej go tak nazywać. Ashton skinął głową,
-Więc dlaczego nie rozmawia z tobą?-skończyłam papierosa i upuściłam go na ziemię, gdzie Ash podszedł i przydeptał go.
-On nie mówi-stwierdził po prostu. Nie wygląda na przejętego moimi pytaniami, a myślałam, że będzie odwrotnie. Podobało mi się, że nie wygląda na zdenerwowanego bądź zdenerwowanego. Byłam zadowolona, że jest gotów odpowiedzieć na nie.
-Dlaczego?-zapytałam. Nie mogłam zrozumieć, że ktoś nie mówi za dużo, ale nie mówi w ogóle to zupełnie inna historia. Nie wiem, jak to zrobić.
-Chryste, wiem, że za dużo nie mówi, ale nie jest to jakieś niesamowite zjawisko nie cieszy się z rozmowy. On po prostu nie rozmawia od zeszłego lata. On chyba jest niemową. Albo mówi, że nie chce.-wyjaśnia, a ja dalej nie rozumiem.
-Czy wiesz, czemu zdecydował się przestać mówić?-spytałam, unosząc brew.
-Tak, mam całkiem sensowny pomysł. Nie mogę dotrzeć do niego, choć było fajnie, gdy rozmawialiśmy o muzyce.-powiedział, dąsając się.
-Czy mogę spotkać się z nim w jakiś dzień?-zapytałam
-Z kim?
-Z twoim "um, przyjacielem".
-On nie mówi zbyt wiele.
-To dobrze.
-Tak, oczywiście. Możesz się z nim spotkać.-ponownie wzruszył ramionami i przeczesał włosy swoimi dużymi dłońmi.Skinęłam głową. Ashton roześmiał się i wyciągnął papierosa.
-W porządku, Murphy. Teraz musisz mi powiedzieć, dlaczego twoje trzy ulubione piosenki były zespołu The Killers.


~~~~~~~~~~~~~~
Witam!!
Jeśli chce ktoś być informowany o nowych rozdziałach zapraszam do zakładki SPAM!

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 7

Zasugerowałam, że możemy iść na pizze, ale Ashton miał inne plany. Zabrał mnie do starego sklepu muzycznego w centrum miasta, aby pokazać mi  co to "dobra muzyka". Weszliśmy do sklepu. Uderzył w nas zapach starych płyt i albumów wypełniający powietrze. To jest coś czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. To wszystko było bardzo interesujące. Co chwilę się zatrzymywałam, aby rozejrzeć się, mimo, iż nie miałam pojęcia czego dokładnie szukam. Spojrzałam na Ashtona oszołomiona. On  prawie był na końcu sklepu. Śledziłam go uważnie, nie chcąc się zgubić w nieznanym miejscu.
-Okay, to jest początek, gdzie znajduję się dobra muzyka- stanął przede mną, przekładając ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
-Jest perfekcyjnie, zważywszy jakiej muzyki teraz słucham.-Ash roześmiał się. Szedł dalej między regałami i różnymi półkami, dopóki nie znalazł tego, czego szukał.
-Zacznijmy od tego- podniósł stos płyt i podał mi je wszystkie.-The Killers. Mój ulubiony zespół wszechczasów. Możesz ich słuchać tyle, ile chcesz. Ale nie polub ich. Są moi.
-Jaki to rodzaj muzyki?-zapytałam, mówiąc głównie o gatunku. The Killers brzmiało jako nazwa strasznie. Nie chcę, żeby Ashton zmusił mnie do zakupu muzyki typu punk-metal.
-Świetna muzyka, Murphy.-krzyknął, wyrzucając ręce w powietrze. Złapał mnie za ramiona i obrócił, prowadząc przez stojaki na płyty CD. Za każdym razem zatrzymywał się by wziąć jakiś album, kładąc go na rosnący w moich rękach stos.
-Założe się,że ja płace za to wszystko-przewróciłam oczami
-Ja z pewnością nie. Nie masz czasami tatusia karty kredytowej?- roześmiał się. Szukał więcej płyt, a gy znalazł położył go na szczycie stosu w moich rękach. -Vampire Weekend. Na pewno trzeba ich słuchać.- Trwało to przed długi czas. Ashton daje mi płyty i rekomendacje muzyczne, a ja nie mam w tym nic do powiedzenia. Nie przeszkadzało mi to, mimo, że Ashton był nachalny i trochę wkurzający. Ważne, że trochę się na mnie otworzył i właśnie tego chciałam. Gdy wszedł do tego sklepu, jego nastrój się zmienił. Ale zamiast siedzieć tutaj i gapić się na niego zdecydowałam, że będę korzystać póki mogę.
-Green Day. Słuchałeś Green Day, prawda?-zapytał wręczając mi jeszcze plik płyt CD.
-Słyszałam kilka piosenek w radiu.-wzruszyłam ramionami. Szczerze mówiąc, nie byłam wielką fanką słuchania muzyki. Prawie nigdy nie go słuchałam, oprócz radia w samochodzie, który już nawet nie ma nic do rzeczy.
-Chryste, Murphy.-pokręcił głową.-Twoim pierwszym zadaniem będzie przesłuchać Jezusa z Suburbii (dop. tłum. Jesus of Suburbia) i powiesz co o tym myślisz. Możemy o tym porozmawiać na przystanku, w poniedziałkowy ranek.
-Zadanie? Myślałam, że sugerujesz mi jakąś nową muzykę, ale nie sądziłam, że będziesz mi dawał zadania, aby słuchać piosenek.-powiedziałam.
-Wystarczy, że posłuchasz tej cholernej piosenki.-jęknął, przeczesując włosy palcami.
-Więc lubisz muzykę, co?-zignorowałam go i zapytałam, gdy doniosłam wszystkie, które zgromadziłam na pobliskim stole.
-Muzyka jest świetna. Jest pewnym sposobem by uciec od rzeczywistości, gdy jest źle.-wzruszył ramionami
-Nigdy nie słuchałeś muzyki, gdy czekaliśmy na autobus-zauważyłam. Mógł w każdej chwili podłączyć słuchawki i zignorować mnie, ale nigdy tego nie zrobił.
-Chciałabyś, żebym to zrobił? Zignorowałbym cię. To nie byłoby fajne.-powiedział zanosząc się śmiechem.
-Cóż, nie.-odpowiedziałam cicho.
-Dokładnie tak.-raptownie uśmiech Ashtona zniknął, gdy dostrzegł coś na półce za mną. -Cholera.
-Co?- odwróciłam się, patrząc jak rzucił się w kierunku półki. Podniósł CD i trzymał ją, jak małego noworodka.
-Cholera-znów zaklął. Odwrócił album kilka razy, jakby nie był pewny czy jest prawdziwy, czy też nie, tak dla upewnienia. Starałam się dostrzec wykonawcę lub nawet tytuł albumu, ale Ashton trzymał go blisko siebie, że nie byłam wstanie zobaczyć. Cokolwiek to było, miał naprawdę wielki wpływ na Ashtona. Coś w tym albumie sprawiało, że był wyjątkowy i byłam zdeterminowana, aby dowiedzieć się co to takiego.
-Czy to jest jeszcze jeden z twoich ulubionych zespołów?-zapytałam wskazując głową.
-No... Nienawidzę ich, naprawdę.-odpłynął, nadal skupiając swoją koncentracje na płycie CD, którą trzymał w ręku.
-Coś jest takiego specjalnego w nim?
-Kenzie spodobałoby się to.-mruknął w przestrzeń, cofając się krok ode mnie. Wpadł na półkę za mną, ale nie wydaję mi się, że to zauważył.
-Kto to jest Kenzie?-zastanawiałam się głośno. Miałam bardzo złe przeczucie, że wiem o kogo chodzi.
-Co?-Ashton w końcu oderwał wzrok od płyty i spojrzał na mnie-Och, ona była moją starą dziewczyną.
-Czy ona lubi ten zespół?-zapytałam przełykając gulę, która powstała w moim gardle. Czułam się okropnie pytając się Ashtona o nią, jakby dalej żyła, mimo, że tak nie jest. Nie mogłam pozwolić, żeby się dowiedział, że o tym wiem. Staram się uśmiechać zadając te pytania. Musiałam udawać, że nic nie wiedziałam.
-To jej ulubiona płyta-westchnął, spuszczając ręce wzdłuż ciała. Wciąż ściskał płytę, przez co jego kłykcie stały się białe.
-Więc masz zamiar ją kupić? Udawać, że chcesz ją, po to by wróciła?- Nie chciałam go przesłuchiwać, ale musiało to wyglądać wiarygodnie.
-Nie, naprawdę.-westchnął. Odłożył płytę na miejsce i odszedł szybko, dając mi ledwie wystarczająco czasu, aby podnieść swoje płyty CD i podążyć za nim. -To naprawdę nie jest tego warte. To tylko gówniany zespół, nie zamierzam wrócić do niej.
-Czy...czy ty ją naprawdę lubisz?-zapytałam
-Byłem w niej zakochany, nadal jestem.-odpowiedział. Byliśmy już na przodzie sklepu, więc postawiłam wszystkie płyty na ladę. Wyjęłam kartę kredytową i podałam ją mężczyźnie przy kasie, ignorując drwiny Ashtona.
-Dlaczego nie mieliście randki?-zapytałam dość niepewnie, gdy skończyłam płacić. Włożyliśmy wszystkie płyty do plecaka Ashtona, ponieważ on nic tam nie miał.
-My, um, wydarzyła się dziwna ... sytuacja na początku zeszłego lata. Nie ma jej tu w okolicy, naprawdę.-wzruszył ramionami, zwilżając powoli usta.
-To jest do bani-westchnęłam. Naprawdę chciałam, żeby Ashton opowiedział mi całą historię, by potem przestać ukrywać przed nim, że już wiedziałam. Sądzę, że nie był jeszcze gotowy, a nie chcę na niego naciskać.
-Nie jest mi żal, Murphy.-roześmiał się.-To koniec.- Wyjął paczkę papierosów. Nie mógł palić w środku,a byliśmy tam przeszło godzinę. Podał mi jednego, a ja go wzięłam. Umieściłam go między wargami, tak jak Ashton. Poszukał jeszcze zapalniczki, a gdy znalazł, chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie, zapalając mojego i swojego papierosa w tym samym czasie.
-Dziękuje-mruknęłam.
-Nie ma sprawy.-powiedział cicho, tak jak wcześniej ja.
-Co będziemy teraz robić?-zapytałam. Dopiero pora lunch'u. A mieliśmy jeszcze kilka godzin zanim wrócimy, jakbyśmy rzeczywiście wracali ze szkoły.
-Moglibyśmy pochodzić-wzruszył ramionami-Chyba, że masz jakieś inne pomysły.
-Lubisz spacery, prawda?
-No, tak. Czasami potrzebuję wyjść i oczyścić umysł.-powiedział. Jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu, gdy chuchnął trochę dymu w moją stronę.
-Hej, przestań.-śmiałam się, odpychając Ashtona jak najdalej.
-Co to?-zapytał. Zrobił krok do przodu i chwycił mnie za ramiona, aby mnie przytrzymać.Zaciągnął się kolejny raz, tym razem krótko i dmuchnął dym po raz kolejny na mnie.
-Przestań-zachichotałam.
-Być może myliłem się co do ciebie, Murphy.-westchnął. Odsunął się ode mnie i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
-To znaczy, Irwin?-zapytałam. Ashton pokręcił głową i zaśmiał się, przy czym jego papieros zwisał z jego ust. Spojrzał się na mnie.
-Ja tylko ... może się myliłem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam!
Przepraszam, że nie dodałam wczoraj nowego rozdziału. Nie wzięłam ze sobą tableta, na którym był przetłumaczony rozdział, a nocowałam u znajomej. Teraz rozdziały będą pojawiać się jak na razie co 2 dni. Później to może ulec zmianie.

Co do poprzedniego rozdziału, nawet nie mam pojęcia co z tym ostatnim zdaniem, jakie Ash powiedział do Dani. Całkowicie wyrwany z kontekstu czy coś. Ale coż, ja tylko tłumaczę.
Pozdrawiam xx